niedziela, 17 sierpnia 2008

Love Sowe

W drodze z Łeby do rodzinnego Mazowsza moja ukochana Sową zajechała ze swoim Jasiem i ich psem Polą do So :)

Objadłam się gofrów i makaronu, opiłam się piwa i naśmiałam z wielu rzeczy, z których nie należy się śmiać :)




To np. wydało nam się niebywale śmieszne :)

Całowanie ryby też :)

j.w. :]


W Puzonie, z serii "weźmy tę czerwoną lampkę i zróbmy sobie z nią zdjęcie"



W darze od Sowy dostałam bransoletkę z automatu z kulkami i cukierki lukrecjowe. Najobrzydliwszą rzecz, jaką kiedykolwiek miałam w buzi :)

7 komentarzy:

Anonimowy pisze...

oj chyba nie:P

Iga pisze...

Spróbuj lukrecjowego cuksa, się przekonasz :P

Ellinael pisze...

Jestem pewien, ze mialas bardziej oblesne rzeczy w paszczy :)

Iga pisze...

No i czemu nit mi nie wierzy :>

Sowisko pisze...

Ewa, bo każdy mierzy swoją miarką. Pewnie takimi lukrecjami to oni przegryzają NAPRAWDĘ obleśne rzeczy. :)

Bardzo fajnie było się z Tobą spotkać. Już knuję, jak i kiedy się znów zjawić na Pomorzu. :)

Anonimowy pisze...

no wlasne, sowa, kazdy mierzy swoja miarka:P

Sowisko pisze...

anonimowy - sęk w tym, że dla mnie obleśniejszy od lukrecji jest na przykład kisiel, budyń, etc. - bo ja lubię lukrecję na wskroś i przestrzał