wtorek, 26 stycznia 2010

Co uwielbiam

Wiecie, co uwielbiam?

Ubranka dla dzieci.

Maleńkie sukienki i puchowe kurtki w kształcie kuli sprawiają, że reaguję jak na widok szczeniaczka albo tabliczki czekolady. Piskiem.

Teraz moje chore upodobanie może znaleźć ujście, bo mogę kupować ubranka dla dzidzi mojej siostry, która ma się urodzić w maju.
Wybrałam się dziś do Galerii Bałtyckiej do rossmana, więc - co jest dla mnie absolutnie normalne - przy okazji weszłam do kilkunastu sklepów z ciuchami.

I tak oto wyszłam z tymi małymi cudami:

I walczę ze sobą z całych sił, żeby nie ubrać w to Bianusi.


A Pegazowi powiedziałam, że kupiłam je, bo mam mu coś do powiedzenia :]

piątek, 22 stycznia 2010

Chora

Od wczoraj jestem chora.

Musiałam z tego powodu zrezygnować z wielu bardzo ważnych dla mnie rzeczy takich jak fitless, makijaż, darmowe kino i praca ale... w życiu nie zrezygnuję z jutrzejszej Koliby!

I choćbym miała tam jutro śmierdzieć czosnkiem, to będę tańczyć na stole i już! o.

A gdy siedziałam w domu pogrążona w cierpieniu i chusteczkach do nosa, przyjechał do mnie Sh. z zakupami, zrobił kotlety wielkie jak kontynent i dał batonika.

I nie wiem, czy to przez ten czosnek, ale chciało mi się rozpłakać.

niedziela, 17 stycznia 2010

Niespodzianki

Przeważnie lubię niespodzianki.
Gdy np. Pegaz przyjedzie do mnie niezapowiedziany, albo wygrywam w zdrapce 2 zł, albo gdy znajduję w lodówce zapomnianą czekoladę (jeszcze się to nigdy nie zdarzyło, ale lubię o tym marzyć).

Są jednak niespodzianki, których nie lubię.

Jak np. te, które sprawiają mi PKP.

Dziś do dwóch znanych mi zasad PKP dołączyła jeszcze jedna. Teraz poza "wszystko byłoby ok, gdyby nie ci cholerni pasażerowie" oraz "albo jedziemy, albo grzejemy", znam także "albo jedziemy, albo mamy zapalone w światło w wagonach".


Ale, jak to mówią, nawet największa zima trwa tylko do wiosny.

Tu przypomnienie pierwszych dni wiosny z zeszłego roku.

piątek, 15 stycznia 2010

Debiut

Stało się. Wczoraj wieczorem miał miejsce mój debiut sceniczny.



Diabeł ode mnie z pracy (a jednocześnie wokalista) przedstawił mnie jako dziewczynę o ognistych włosach, która nigdy nie przyszła na próbę i trudno mu nie przyznać tutaj racji.

Problem jednak został rozwiązany. Ponieważ stojąc zaraz pod sceną łączyłam się telepatycznie z drugim wokalistą, który śpiewał moim głosem, tylko lepiej, a ja skupiałam się na wyglądaniu.
Uważam, że spokojnie mogłabym zostać kaszubską Beatą Kozidrak, bo koncert powalił na kolana.
Także Diabła, który dzisiaj w pracy wyglądał bardzo niewyraźnie.


Bo - jak to się mówi - wielko gwiazdo trzeba się urodzić.

czwartek, 7 stycznia 2010

Nie mówiłam Wam!

Że przecież już jest styczeń i nowy Tylkowski!

Moja A. wyjechała ze swoim M. w góry, ale nie pytajcie jakie, bo wyjechali, jak Pegaz wyjeżdżał do siebie, a ja razem z Bianką byłam pogrążona w rozpaczy i nie wiedziałam, co się dzieje.

Snuję się teraz po pustym mieszkaniu i próbuję szukać pozytywów tego, że nie ma mojej A.

Od trzech dni udało mi się znaleźć dwa: mogę rozrzucać ciuchy po całym mieszkaniu i wyjadam jej czekoladki, które zostawiła na wierzchu.

A tak to rozpacz.

poniedziałek, 4 stycznia 2010

Staroroczno-noworocznie

Na pewno rwąc z rozpaczy włosy z głowy zastanawiacie się, gdzie też się podziewałam tyle czasu.

Otóż przyjechał do mnie Pegaz, aby razem ze mną witać Nowy Rok. I bynajmniej nie chodzi o to, że byłam tak zajęta patrzeniem mu głęboko w oczy.
Po prostu Pegaz zepsuł mi klawiaturę. A było to tak:


Sam zaoferował się, że gdy ja będę w pracy niosła światu informacje, on w tym czasie sprawi, że mój komputer nareszcie zacznie ładnie działać i mimo tego, że zazwyczaj kasuje za to górę złota, to zrobi to za darmo, bo w końcu głupio brać kasę od kobiety swojego życia. Wyjął z wnętrzności mojego laptopa taką ilość sierści Bianki, z której spokojnie można by było ulepić drugiego kota.

Komp śmiga bardzo elegancko. Nie ma dwóch klawiszy, a R działa tylko wtedy, gdy się naprawdę mocno naciśnie.
Ale jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że Pegaz jest najpiękniejszym człowiekiem na świecie, który z jakichś głęboko ukrytych i wielce niezrozumiałych powodów chce być ze mną, to jakie znaczenie ma jakaś głupia literka R?

Więc skoro już połączyliśmy siły, to witanie Nowego Roku musiało być wyjątkowe.

Załóżmy więc, że wygrałam w paczce chipsów kupon na weekend w hotelu Haffner ze SPA w Sopocie.


I tak. Było nieziemsko. Nie bójmy się tego słowa.
I no cóż, wygląda na to, że znów miałam najlepszy weekend na świecie, nie poradzę nic na to.

Szczęśliwego Nowego oku!