niedziela, 27 grudnia 2009

Przy stole

Święta minęły mi przy stole.


Gdy stałam się jedną wielką rybą po grecku, wstałam od stołu i popłynęłam na spotkanie z moimi ludźmi na starówkę, gdzie czekał mnie kolejny stolik.

I tu oficjalnie napiszę: był także Krzysztof i Izabela, wierni czytelnicy mojego zielonego bloga, których - jakże niesprawiedliwie - omijałam do tej pory w swoich fascynujących notkach :)

Po tym, jak doturlałam się z zapasem sałatki jarzynowej do Gdańska, miałam ciężką rozmowę z Bianką.
Powiedziała mi, co myśli o tym, że ją zostawiłam i że chyba oszalałam, jeśli myślę, że to się powtórzy za rok.

I obejrzałam Love Actually. Pobuczałam się, jak Marc Darcy oświadczał się tej lasce i specjalnie nauczył się dla niej portugalskiego, a ona potem schodziła z tych schodów i powiedziała "yes" i się całowali.

Film z bardzo pozytywnym przekazem. Udowadnia, że osoby takie jak Keira Knightley czyli zezowate i z wystającą dolną szczęką, mogą grać w filmach i to główne role!

Słodkie.

wtorek, 22 grudnia 2009

To, co kocham

Ten post będzie o tym, co kocham.


Kocham prezenty, moich przyjaciół, czekoladę i Biankę.


Kocham też święta. Żeby celebrować tę moją miłość, świętuję już od tygodnia.
Zaliczyłam Kolibę, w której DJ dorzucał do ognia i to wcale nie była przenośnia.
Byłam u Sh, który zrobił wigilijne spotkanie.

I dał mi prezent!!! Książkę z Simon's Cat :)))))

Simon's Cat to animowana wersja Bianulki :)

Dziś spotkałam się z piękną A. i jej mężem Chrisem, bo od wczoraj są na polskiej ziemi i dostałam od nich.....

Czy te święta mogą być jeszcze lepsze?

Kocham piękną A. nie tylko ze względu na to, że zna słowa wszystkich piosenek Beyonce na pamięć, ale także dlatego, że zgodziła się zaglądać do Bianki.


Bo Bianka, która teraz zadowolona siedzi w mojej torbie, jeszcze nie wie, co ją czeka do niedzieli :|


Jadę jutro zaraz prosto z pracy. Święta spędzam w E. z Mamą, moją siostrą i jej mężem i... ich bobasem, który jest jeszcze w brzuchu :)

Mogę nie mieć okazji potem, więc.... życzę Wam radosnych Świąt Kochani :)

niedziela, 20 grudnia 2009

Pomocy

Bo chociaż posiadam wiele talentów, to brak mi tego jednego.

Nie umiem, nienawidzę, nie znoszę pakować prezentów.

Dlatego apeluję o pomoc.


I potrzebny mi jest ktoś, kto potrafi coś więcej, niż tylko nakichać na prezenty i podrzeć pazurami papier.

czwartek, 17 grudnia 2009

Moja firma mnie kocha

Wiem, że moja firma mnie kocha.
Dostałam od nich cała skrzynkę prezentów!

Zrobiliśmy sobie dzisiaj nieoficjalną wigilię z ludźmi z pracy i poszliśmy do Kwadratowej, żeby czuć się jak banda dziadków wśród studentów.

Samopoczucie jednak z każdym mojito się dziwnie poprawiało i wróciłam do domu w szampańskim nastroju.

Dopóki nie uświadomiłam sobie, że zgodziłam się robić chórki w deathmetalowym zespole kolegi z redakcji.


I mamy z moją A. choinkę, wpadnij, pokolędujemy :)

Prezenty

Pojechałyśmy z Kasią do orłowskiego Klifu z misją.
Miałyśmy obadać nowy sklep Marks&Spencer i kupić prezent dla mojej chrześnicy.


To, co najbardziej przykuło moją uwagę w nim, to te pudełka. W środku nich są gumy w kształcie pingwinów i ryb.


Czy może być coś lepszego?!


Gdy pytałam tatę Nuny, co mam jej kupić pod choinkę, odpowiedział tylko: "polly pocket z ubraniami, nie wiem, co to jest, ale było na liście dla św. Mikołaja".


Niestety okazało się, że polly pocket to lalka wielkości palca zrobiona z jakiegoś plastiku, z równie plastikowymi ciuchami, wszystko warte jakieś 5 złotych.
Oczywiście kosztowało znacznie (znacznie) więcej.

Ale coś mi mówi, że gdybym dała Nunie elementarz, to nie dostałabym tytułu Cioci Roku.

I ciekawa jestem, czy św. Mikołaj przeczytał też moją listę.

wtorek, 15 grudnia 2009

Doświadczenie utraty

Miałyśmy dziś z moją A. sajgon w domu.



Wstawiali nam nowe okna i dziś, po raz pierwszy w tym mieszkaniu, nic na mnie nie wieje :)
No chyba, że sobie zrobię opcję *pyk* rozszczelnienie i proszę, jak ładnie hula.

Wstawianie okien wiąże się z niesamowitym bajzlem. Bianka z zawałem serca siedziała w łazience i gwizdała (gdy się czymś bardzo przejmie, to wtedy zawsze gwiżdże), my z moją A. siedziałyśmy w kuchni w kurtkach, a dwóch kolesi walczyło z oknami. ("tylko prosimy uważać, bo jak śnieg leży na parapecie, to okna mogą wypaść")

Ponad rok po mojej obronie nareszcie mogę wymawiać słowa "praca magisterska", co jest teraz całkiem przydatne, bo Z. wysłała mi jeden rozdział swojej do sprawdzenia.
Z. zawsze była jedną z najlepszych osób na naszym roku, więc czuję się teraz jak debil, czytając jej pracę i przypominając sobie swoje żałosne wypociny. A czemu o tym piszę? Bo praca Z. traktuje o utracie jako doświadczeniu granicznym.


I takie graniczne doświadczenie mnie spotkało, gdy po wyjściu monterów chciałyśmy z moją A. podłączyć z powrotem internet i okazało się, że podłączyć to ja mogę najwyżej palec do prądu, bo internetu nie było, jakiś błąd, że cośtam. Nic. Siedzieć i płakać.

Ale Pegaz, który jest zarówno informatykiem jak i królem świata (i dlatego właśnie jesteśmy dla siebie stworzeni), wszystko mi przez telefon naprawił i tylko z dwiema bluzgami, czterema papierosami, jednym krzykiem i tylko jednym rzuceniem słuchawką.
Jak to nie jest przeznaczenie, to ja się pytam, co?

sobota, 12 grudnia 2009

W E.

Mój pobyt u Mamy przebiega według stałego już schematu.

Zjadam cały świat, odrabiam pańszczyznę przedświąteczną, kłócimy się z Mamą, marznę (bo tu są liczniki na kaloryferach) i oglądam tv.

Właśnie na Polsacie lecą wybory miss świata i to jest naprawdę wielce zastanawiające, jak mogą wyglądać inne kobiety w Sri Lance, skoro najpiękniejsza z nich wygląda tak a nie inaczej :)

A gdy już będę miała dość słuchania o tym, jak kolejna kandydatka jest przejęta losem głodnych dzieci i zabijanych zwierząt, włączę o 20.00 jeden z najważniejszych filmów w moim życiu.
Czyli o dwójce ludzi z dwóch końców USA, którzy byli sobie pisani i dlatego spotkali się na Empire State Building, chociaż Tom Hanks miał już stamtąd schodzić, ale ten dzieciak się cofnął po ten plecak i Meg Ryan tam była, o mój Boże, jak ja zawsze ryczę na tej końcówce :(((((

czwartek, 10 grudnia 2009

Sondaż

Sh. myśli o prezencie pod choinkę dla pewnej bardzo ważnej dla niego Dziewczyny.

"Ej, zapytaj na swoim blogu, ciebie dużo lasek czyta"

Apeluję.
Zanim kupi jej to, co planował, czyli komputerowego dietetyka, niech usłyszy jakieś dobre rady od Was.

Sh. nie ma sprecyzowanych wymagań. Byle by to było coś wyjątkowego, zachwycającego, jedynego w swoim rodzaju, z serii limitowanej i pewnie tak do 6-7 zł.

Czekamy.

wtorek, 8 grudnia 2009

Weekend

Weekend zaczął mi się w piątek wieczorem, gdy Pegaz nie poznając mnie, minął mnie na dworcu.
Potem pojechaliśmy do kina na "2012", by obejrzeć 30 minut świetnych efektów specjalnych poprzerywanych nadętymi dialogami, absurdalną fabułą i niedorzecznym scenariuszem.


Poszliśmy z całą bandą moich ludzi do Koliby, gdzie odbyła się impreza tego roku z kumulacją alkoholu, dobrej muzyki, tańca na stole i alkoholu.

I Pegaz uparł się, że jest Michaelem Jacksonem i że nie odda tego kapelusza.



Potem było mnóstwo mniej lub bardziej nadających się do opublikowania wydarzeń, aż pojechaliśmy na kręgle, gdzie dałam mu ze sobą wygrać, żeby mu nie było przykro. Bo takie już mam dobre serce i nic na to nie poradzę.

Dziś skończył się mój weekend, bo Pegaz właśnie dojeżdża do domu.
I muszę spalić ten kapelusz.

środa, 2 grudnia 2009

O nudzie i desperacji

Strasznie się nudzę.


Skończyłam oglądać 4. sezon "The Office" i desperacko potrzebuję pierwszego odcinka następnego.

Bez niego oszaleję. O mały włos obejrzałabym cały dzisiejszy "Klan".

W akcie tej desperacji zrobiłam pranie, wypastowałam buty i zastanawiałam się nad umyciem kabiny prysznicowej.

Jeśli ten dzień się prędko nie skończy, będę doprowadzona do ostateczności:


wtorek, 1 grudnia 2009

Grudzień

Grudzień wiąże się z trzema najlepszymi rzeczami na świecie.

Z prezentami.
Z ubieraniem choinki.
I co najważniejsze - z prezentami.

Gdy tylko dostanę wypłatę w postaci deszczu pieniędzy, klejnotów i złota, wybiorę się do samego jądra ciemności czyli do Galerii Bałtyckiej po podarki.


A póki co, od piątku latamy z Pegazem na golasa po śniegu :)

Kręgle są super

Już zdążyłam zapomnieć, że kręgle są takie super!


Ponieważ jesteśmy piękni, młodzi i bogaci, jak grupa amerykańskich przyjaciół z high school wybraliśmy się z Kasią, Sh. i jego znajomymi na kręgle.

Gdzie kazano nam założyć najbrzydsze buty świata.

Boli mnie cała dłoń, ramię, bark i obojczyk, a Kasia dziś do pracy przyszła w zabandażowanym kolanie, ale było super.

I, jak wynika jasno z tej tablicy, wygrałam wszystkie trzy rundy.

Słabo?

czwartek, 26 listopada 2009

Przeganiam

Mimo tego, że trwa już ponad 40 dni, listopad nadal nie mija.
Moja A. męczy się z ósemką i już dwa razy umawiała się na jej usuwanie, Pegaz przyjedzie w następny piątek czyli za kilkadziesiąt dni, cały storczyk mi opadł i mam same suche kikuty, zostało mi 0 (zero) dni urlopu, Doda rozstała się ze swoją menadżerką, Bianka chodzi cała przeziębiona...
Eh, musiałam sięgnąć po drastyczne środki, żeby przegonić ten listopad.

I w moje grube ręce dostało się duże, świecące, różowe i bardzo moje pudełko z perfumami.


A faktura z Orange?
No cóż, przecież nie można mieć wszystkiego ;]

środa, 25 listopada 2009

O sekcie i marzeniach

Na pewno kilka osób stąd słyszało o książce "Sekret".
Należę do tych ludzi, którzy jeszcze jej nie przeczytali, co nie przeszkadza im mieć swojego zdania na jej temat.
Więc uważam, że książka jest napisana przez sektę lub innych popaprańców, rzeczy w niej wyłożone uważam za farmazony i nie, nie mam zamiaru tego czytać.
Najbardziej mnie przeraża, gdy ktoś z moich znajomych mówi 'ja też nie wierzyłem, ale jak przeczytałem tę książkę...'
I właśnie dlatego nadal będę mieć swoją opinię o niej bez weryfikowania jej, bo dobrze mi z moim absurdalnym uprzedzeniem.

Tak jak to było z jazzem i Woodym Allenem.
Mimo tego, że nie oglądam jego filmów i nie słucham jazzu, to żywię do tych dwóch zjawisk szczerą niechęć. Ale w rzeczywistości nie wiedziałam, dlaczego tego nie lubię.
Byłam wczoraj z Magdą i Sh. na filmie Allena o muzyku jazzowym i teraz już wiem bez najmniejszego cienia wątpliwości :)

Wracając jeszcze do tej dziwacznej książki.
Dziewczyny z pracy chciały mnie dziś na nią nawrócić z zapałem godnym sprzedawcy z Mango Tv. Opowiadały mi o pozytywnych wizjach i sile projekcji.
To znaczy, że jak o czymś często myślisz i się na to nastawiasz, to to się wydarzy. Dlatego pesymistom przytrafią się nieszczęścia i na odwrót.
To by oznaczało, że jeżeli już teraz zacznę sobie wyobrażać coś dobrego i wierzyć, że to się wydarzy, to to mnie spotka.

Chciałabym, żeby tak było.

wtorek, 17 listopada 2009

Raport grypowy

Póki co przez grypę straciłam ostatni dzień urlopu i pół pensji, bo moja Mama zachorowała.
Jest tak chora, że nawet nie zrozumiała, gdy zażartowałam, że mogłaby poodkurzać w mieszkaniu ;p

W myśl zasady, że złego diabli nie biorą, ja jeszcze chodzę jako tako zdrowa, ale postanowiłam przeciwdziałać. I gdy dziś zaszłam do apteki po te małe darmowe cukierki, to przy okazji kupiłam jakieś witaminy.

A tak to o, oglądam "The Office" na kompie, upadlam się u Sh., chodzę do Koliby, rozwiązuję sudoku, walczę z Bianką o wolne miejsce na poduszce i zastanawiam się, czy Brzydula zdecyduje się na wyjazd do Stanów z Piotrem.

I w końcu minie ten listopad.

niedziela, 8 listopada 2009

Piękny odgrzewany kotlet

Bo chociaż ślub Pięknej A. był tak dawno, to dopiero teraz dostałam film i wszystkie zdjęcia.

I nie zawiodłam się ani trochę. Piękna A. po prostu zachwyca, mój Pegaz tańczy najlepiej na świecie, a ja nadal przypominam Godzillę z zespołem Tourette'a na parkiecie (ale trzeba przyznać, że z zadziwiająco ładnymi włosami).

Fajnie było powspominać ten cudowny sierpniowy weekend a Wam chciałam tylko pokazać moje ulubione zdjęcie:


Dobranoc pchły na noc.

Taką wodą być

...co otuli ciebie całą.

Sh. zabrał mnie i Z. do Ucha na Happysad.

Stał tam cały wniebowzięty w otoczeniu spoconych szesnastolatek. Jednak rozentuzjazmowane dziewczyny były zbyt podniecone faktem, że już 21 a one nadal są poza domem i właśnie piją prawdziwe piwo, by zwrócić na niego uwagę.

Nie pomogło nawet moje "Szrek, czy to twój motor na zewnątrz, ten duży i czerwony??" wypowiedziane tak, że słyszała nawet szatniarka ani, gdy jakiś obcy koleś podszedł do niego i zapytał "Łukasz Unterschuetz z trojmiasto.pl? Świetne foty!" (sądzimy z Z., że Sh. mu wcześniej za to zapłacił)

Więc Sh. zrezygnowany postał z nami chwilę na najlepszym koncercie HS, na jakim byłam, po czym się zmył, a my zostałyśmy same wśród gimnazjalistów.
Eh, poczułyśmy się o 2 lata młodsze - jakbyśmy też miały te 16 lat!

A potem już jak dorosłe damy bujnęłyśmy się SKMką do domu.

środa, 4 listopada 2009

Idą Święta!

Była u mnie Piękna A. i obejrzałyśmy film z jej wesela, który poza moimi żenującymi podrygami i obłapianiem Pegaza udokumentował ruch numer 4 oraz ruch numer 2 z wszystkich "pięciu ruchów tanecznych Michaela Jacksona" wykonanych przez Chrisa - męża Pięknej A.


Fajnie było zobaczyć jeszcze raz ten środek lata na Kaszubach, bo za oknem świat teraz wygląda właśnie tak:


A czemu idą Święta?
Bo Piękna A. zostawiła u mnie czekoladowego lizaka. Chcący czy nie, ja i tak go nie oddam :]

poniedziałek, 2 listopada 2009

Listopad

Niestety.
Trzydzieści dni słuchania o świętach, które przyjdą za kilka tygodni i potrwają tylko kilka dni.
Trzydzieści dni "w tym wietrze z syfu z listopada".

Ale dam radę.

sobota, 31 października 2009

Girls just wanna have fun

Piękna A. jest już na polskiej ziemi i zaczęłyśmy wczoraj pierwszą część celebracji.

Najpierw byłyśmy u Izy i Wiktora, którzy mają łóżko wielkości mojego pokoju.

A potem udałyśmy się do Irisha, gdzie z rozrzewnieniem wspominałyśmy panieński Pięknej A., po którym wychodziłyśmy z klubu na czworakach.


Tylko Piękną A. tak dobrze zna przeboje MTV, więc zabawa była przednia. Ja czułam się jak na studiach, a Piękna A. czuła się jak panienka. No, może poza tym momentem, w którym udawała moją dziewczynę, żebyśmy mogły się bawić nienękane przez podejrzany element.

A dzisiaj część druga w....... Kolibie!
Zniszczenie przybywaj!
Moja wesoła miniatura literacka została już opublikowana, więc wklejam ją Wam tutaj.

"Wszystko"

- Mówię ci, była jazda.
- Jazda?
- To znaczy, że było fajnie.
- Jazda. Jazda to może być szybka lub konna.
- Mamo, mówiłem, że było fajnie.
- Nie ma takiego słowa jak "fajnie". Mogło być miło, zabawnie, sympatycznie. "Poznałem wielu interesujących ludzi, mamo". Nie mogło być fajnie.
- OK. Nie było fajnie.
- Jazda. Skąd takie słowo? Jazda może być na kuble. Jak w tym opowiadaniu.
- Spadałem i nie mogłem przestać, mamo. Nie było żadnych ludzi. Byłem sam.
- Może być też próbna jazda.
- OK, mamo.
- "OK" to nie jest polskie słowo. Pokażę ci. Jest słownik. Wszystko jest w słowniku. Jest "okaryna", jest "orcha". Ale nie ma "OK". Więc nie było "OK.". "Spędziłem fantastyczny wieczór, mamo". Ale nie mogło być "OK.".
- Nie było. Niczego nie było. Umierałem, mamo.
- Jest też "orchidea" i "okrasa".
- Jechałem na tym kuble, mamo, w czarną przepaść i nie mogłem się zatrzymać. I zginęło wszystko, co znałem. Orchidea, orcha i okrasa. I była tylko ta przepaść i wiedziałem, że umrę.
- Widzisz? Wszystko jest w słowniku.
- A gdzie byłem ja?
- Też w słowniku. Musisz tylko powtarzać: "orchidea, orcha, okrasa... orchidea, orcha, okrasa".

czwartek, 29 października 2009

Wygrałam!

Tym razem poznano się na moim talencie i wygrałam w Spółdzielni Literackiej konkurs na miniaturę prozatorską!
Co prawda przy najmniejszej liczbie uczestników w historii konkursu, w tym z Sh., którego cała miniatura opierała się na poincie o bitkach wieprzowych... ale hej, wygrałam! :)

Za wygraną (po którą szłam wśród pokrzykiwania Sh. "pokaż cycki!!") musiałam kupić mu i Kubie budyń. Bo zaczęli szemrać, że sława i kasa zmieniły mnie tak, że pewnie teraz rzucę Pegaza i zacznę brać narkotyki.


Opowiadania jeszcze nie opublikowali w sieci i Kuba mówi, że pewnie zgubili jedyny egzemplarz. Ale oni mówią, że na dniach będzie wisieć na stronie...
Więc trwajcie w oczekiwaniu :)

(:

wtorek, 27 października 2009

Wróciłam. Weekend naj.

Tak już mamy z Pegazem, że jak jesteśmy razem, to wszystko jest naj.
Nic na to nie poradzę.

To jest mangusta, najbrzydsze zwierzę świata:

To jest najlepsze moje zdjęcie ever (by Pegaz):


A to jest sam Pegaz:


Wróciłam już do Gdańska.
Tylko nie wiem, po co.

A... no tak.

Poza tym Piękna A. przylatuje już jutro, żeby uczcić swoją już ósmą osiemnastkę. Sto lat Asiu :*

wtorek, 20 października 2009

Niecierpliwość

Mimo wszystkich pozorów jestem dość zrównoważoną osobą, jednak niestety nie potrafię czekać jak dorosły człowiek. Gdy w przedszkolu miała być zabawa, nie mogłam spać całą noc, w oczekiwaniu na następny dzień i tak zostało mi do dzisiejszego wieku starczego.

Gdy na coś czekam, robię wszystko, by to jakoś przybliżyć. Dlatego wszędzie (nawet w pracy) jestem za wcześnie.

Jadę do Pegaza w piątek, czyli za jakieś 1,5 roku i żeby choć trochę czuć, że to już, od dwóch tygodni mam listę rzeczy, które muszę spakować i wyciągnęłam już torbę z szafy.

Teraz tylko muszę wymyślić jakiś sposób, żeby Pegaz nie wsadził mnie w powrotny pociąg.

czwartek, 15 października 2009

Konfitury c.d.

Bo wcale się nie poddałam i im nie odpuściłam.

Więc gdy inni byli na imprezie, mieli życie osobiste, spali lub oglądali TVN Style, ja wyrzuciłam wszystko z 14 słoików do garnka, dolałam sok z cytryny i przez kilka godzin znowu je smażyłam.

Z 14 słoików pomarańczowej papki w magicznym sposób zrobiło się 9 słoików papki bordowej. Nie wiem, czy teraz będzie ok, ale i tak jestem szczęśliwa, że się nie poddałam.

Najszczęśliwszą osobą i tak okaże się być moja A., która w końcu ma czystą i wolną kuchnię bez lepiącej się podłogi ;)

ps. co zrobić z przypalonym garnkiem? Wszelkie rady z kwaskami cytrynowymi, solą, sodą czy innymi cudami mile widziane.

środa, 14 października 2009

Hej ho hej ho

Do domu by się szło.
W godzinę trzema autobusami. Ale to nic.

Polska złota jesień jest taka piękna w Gdańsku.


To co? Jakieś rowerki, spacer dziś? Hm?

niedziela, 11 października 2009

Porażka

Jednak cudu nad Wisłą nie było i nadal jestem sobą - moje konfitury okazały się porażką.

Jak ktoś ma ochotę na 14 słoików za rzadkiej i za słodkiej mazi, z której niedogotowane kawałki dyni wchodzą w zęby, to niech mi da znać, zanim to wyleję do muszli.

:|

Jestem złym człowiekiem

Bo gdy Kasia umawiała się ze mną na wczorajszy wieczór, nie wiedziała, jakie są moje prawdziwe intencje.
A zastała u mnie górę słoików i 5 kg dyni.


Dwa piwa i jedna żołądkowa gorzka później miałyśmy 14 słoików :)

I pojechałyśmy na KULT.

Można?
Można ;)

sobota, 10 października 2009

Niemożliwości

Nie potrafię i nienawidzę szyć.
Zbiera mi się na płacz, gdy trzeba przyszyć guzik i jestem w stanie wymasować mojej A. stopy za to, żeby to za mnie zrobiła.

Jednak nadszedł ten moment, w którym nawet ja - królowa świata - musiałam wziąć igłę z nitką do ręki.

Bianka musiała mi "pomóc".

Nie mogło być inaczej.


Jowita zorganizowała u siebie w domu imprezę przebieraną. Tematyka - postaci z filmów i bajek.

Przebrałam się za kelnerkę (hej, w niemal każdym filmie jest kelnerka). Ale i tak wyszło, że jestem pokojówką.


Sh. sam sobie zrobił kostium batmana z czarnego brystolu i prześcieradła ("z Ikei!!"). Tylko wyciął za małe dziurki na oczy :) Tu dodatkowo w peruce policjanta :)

Była kupa śmiechu.


I innych takich atrakcji typu butelka wódki w pokrowcu w lisa.


I teraz stoję przed wyzwaniem dziesięciokrotnie większym niż uszycie fartuszka.
Z głową, która z całą pewnością zaraz rozleci się na tysiąc małych kawałków, muszę obrać dynię na konfitury.

środa, 7 października 2009

6

Nie może wytrzymać, gdy jestem w innym pomieszczeniu, niż ona

Jej ulubionym miejscem do spania jest moja głowa

Wstaje razem ze mną o 6 w nocy, żeby nieprzytomna patrzeć, jak walczę ze swoimi włosami i szykuję się do pracy

Z pochodzenia jest arystokratką, a je jak zwykłe prosię

Jej największym marzeniem jest zamieszkać w mojej szufladzie

Nie wyobraża sobie, jak można nie wejść do każdej otwartej torby i reklamówki leżącej na podłodze

Nawet nie tknie kawałka kiełbasy, a zajada się wielkimi muchami

Atrakcją na miarę Disneylandu jest dla niej kulka z papieru

Tak wyglądała, gdy miała 3 miesiące:


A tak wygląda dzisiaj:


Bianusia ma dziś szóste urodziny :)

poniedziałek, 5 października 2009

Zapomniałabym!

Przecież mamy październik od kilku dni!


Przyszły w końcu moje piękne różowe słuchawki z Allegro (inny kolor niż czarny wykracza poza wyobraźnię sprzedawców w sklepach).


Gdy podekscytowana pokazywałam je mojej A. i jej M., to M. zapytał: a nie było innych kolorów?
Ale on jest po polibudzie.


Byłam dziś na jodze. Jeśli ktoś ma zapasowy kręgosłup, to ja poproszę.

niedziela, 4 października 2009

Gotowa

Możemy się zapierać rękami i nogami. Ale nic nie zmieni faktu - idzie zima.
Też jej nie lubię.
Ale - hej - jestem na nią gotowa.

Wracam na dietę :/

czwartek, 1 października 2009

Nie poznali się

Niestety w Spółdzielni Literackiej podczas zajęć praktyczno technicznych nie poznano się na moim talencie literackim i nie wygrałam żadnej nagrody.

Ale prawie nie płakałam.

(dzięki Sh. wreszcie na tym blogu pokazały się zdjęcia, które nie sprawiają, że chce się umrzeć)

Po werdykcie pojechaliśmy z Kubą do Ucha na koncert, podczas którego na telebimie wyświetlany był obraz z endoskopii jednego z członków zespołu.
Ale dałam radę:
(I wracamy do znanej nam jakości zdjęć)

Czyli dzień jak co dzień.