czwartek, 28 maja 2009

Kocham Ligę Mistrzów

Dlaczego kocham Ligę Mistrzów?

Wczoraj był finał i Tomek chłopak z sąsiedztwa koniecznie chciał go obejrzeć i oddał mi swoje bilety do kina.

Zabrałam więc piękną A. na "Stan gry" z Benem Affleckiem i Kevinem Spacey'm, który dopiero na końcowych napisach okazał się być Russelem Crowem.

A jest to typowy amerykański film o spisku i aferze na szczytach władzy, w którą są zamieszani (oczywiście) biali, (oczywiście) konserwatywni kongresmeni. A którą rozwiązuje (oczywiście) gburowaty dziennikarz z (jak bardzo oczywiście) niezależną, ambitną, chudą i młodą dziennikarką (tak naprawdę blogerką, bo twórcy filmu chcieli być tak na czasie, jednak pracuje ona tylko przez pierwszy kwadrans filmu, trudno ustalić, kto wykonuje jej obowiązki gdy ona prowadzi śledztwo w krótkiej spódnicy i wysokich obcasach pokazując co i rusz swój nienaganny 48godzinny makijaż i włosy, które się nic a nic nie puszą ).
I mógł się skończyć już po pierwszym średnim popcornie spokojnie.

No ale spędziłyśmy sobie razem wieczór i przy okazji w towarzystwie fanfar zostało mi wręczone oficjalne zaproszenie.

(piękna A. zrobiła wszystkie kilkadziesiąt zaproszeń własnoręcznie)


I od sierpnia skończą się wypady do kina.

środa, 27 maja 2009

Jak dobrze mieszkać z moją A.

Jak dobrze jest mieszkać z moją A!

Wracam sobie z pracy do domu a w kuchni stoi takie piękne czekoladowe :)



A teraz szybko muszę się z nim uwinąć, bo upiekła je dla swojego M. ;P

wtorek, 26 maja 2009

Człowiek nr 1.

Niezaprzeczalnie i niepodzielnie.
Pierwsze miejsce w rankingu wszystkich ludzi.


Rzuciłam wszystko w pierony i przygnałam moim ulubionym środkiem lokomocji do E.

Ok, wcale nie jestem takim dobrym dzieckiem, które leci do domu, żeby tylko chwilę tam pobyć, bo to nie było tak zupełnie bezinteresownie ;) -->

(dieta srieta ;p)

Lubi czerwone grejpfruty, Jerzego Połomskiego, nordic walking i swoją działkę.
Nie potrafi szyć, otwierać jakichkolwiek opakowań według instrukcji, nastawić video na nagrywanie i zanim założy okulary trzyma gazetę do góry nogami.

Każe mi myć drzwi i wszystkie kratki wentylacyjne w domu. Zwraca mi uwagę, że źle stawiam stopy, gdy chodzę i "czemu znowu w spodniach zamiast w spódniczce jak dziewczyna??".

Jest najlepszą osobą, jaką kiedykolwiek znałam i moim największym wsparciem.
Odkąd zostałyśmy same, nikomu nie ufam tak jak Jej.
Nie wiem, ile lat musiałabym żyć, żeby jakoś móc się odpłacić za to wszystko.

Kocham Cię Mamo.

poniedziałek, 25 maja 2009

Post zoologiczny.

Tomek, chłopak z sąsiedztwa, opowiadał mi o artykule w "Fakcie" na temat krzyżowania przez naukowców szczura z sałatą, z czego wyjść miała szczurosałata czyli szczur z uszami zrobionymi z sałaty.
Wczoraj na spacerze z piękną A. widziałyśmy kangurolisa.

"Zobacz Iga, to lis"
"Hm.. to wygląda jak kangur.. I jest trochę podobne do Bianki!"

A gdy już dwie polonistki ze wzrokiem zepsutym przez milion przeczytanych książek (albo - jak w naszym przypadku - nocne siedzenie na kompie) podeszły bliżej...

Widziałyśmy jelonka :)


Dlaczego kocham swoje osiedle? Powód 152:





10 minut spacerkiem od mojego bloku, ha ;)

sobota, 23 maja 2009

W królestwie węglowodanów

Za każdym razem, gdy jestem u Mamy, nie tylko pławię się w jedzeniu i zwiększam swoją objętość pięciokrotnie.
Zamieniam się także w elektryka, informatyka, stolarza, hydraulika, tragarza i malarza.
Bo to właśnie Mama uczy mnie, że możemy wszystko zrobić same i nie potrzebujemy do tego żadnego dziada.

Na dowód tego nauczyła mnie otwierać słoik nożem :)


A dziś, jeżeli tylko Bobą przestanie się wykręcać, idziemy na elbląską nową starówkę popatrzeć na światła naszego miasta.

piątek, 22 maja 2009

Sezon na truskawki


Uważam za otwarty.

niedziela, 17 maja 2009

Po!

Obecna!

Lecimy, lecimy z tym koksem, muszę iść spać, bo ostatnie cztery dni mnie zniszczyły. Wszystko fajnie, ale w moim wieku (jestem stara) to już nie jest takie łatwe. Po czterech dniach czyli czterech zapiekankach, kilku podróbach RedBulla, czterech godzinach snu i bliżej nieokreślonej ilości alkoholu czuję się trochę słabo i włosy mi się puszą.

Zatem zaczynamy:

Cała Korto zaczyna się zawsze Paradą Wydziałów, czyli spokojnym przejściem grupy studentów po ulicach Olsztyna ze śpiewem na ustach, tak o:



(a przyśpiewki są przeróżne, składają się głównie ze słów: geodezja, kortowiada, UWM, juwenalia, genitalia, patomorfologia i jamochłony)



Było wszystko, co na każdej szanującej się Kortowiadzie być powinno.

Beznadziejna pogoda.


Wizyta w punkcie ratunkowym na reanimacji (by Bobą)


Robienie wiochy w miejscach publicznych (by Bobą)


Żanet Kaleta czyli najbardziej irytująca radiowa położna w kraju + hel z balona







;DDD

Super koncerty.


Słynne olsztyńskie zapiekanki.

(w rzeczywistości wyglądają apetyczniej)


Składanie zeznań (by Bobą)


Wspólne wędrówki po Kortowie.

(jakie to nieszczęście, że Biedronka jest tak daleko :/)



I wcale nie byłam najstarsza! :D


No co Wam będę opowiadać, tam po prostu trzeba być, żeby to zrozumieć :)




I już, już, koniec, wracamy do rzeczywistości!

czwartek, 14 maja 2009

Kiedy miesiac maj nadchodzi...

....Kupuj bilet do Olsztyna
Czasu jest naprawdę mało
Kortowiada się zaczyna!!


Wzięłam dwa dni urlopu i już mnie nie ma. Jadę do serca Warmii i Mazur upodlić się bez reszty na najlepszej studenckiej imprezie na świecie!

Jako reprezentacja UG ;)

Przy okazji wezmę udział w konkursie na najstarszego człowieka na Kortowie :P

A wszystkim tym którzy mówią, że zamiast dorastać, to dziecinnieję, skoro jeżdżę jeszcze na juwenalia, na swoją obronę powiem, że już drugi rok pod rząd wysiądę z pociągu trzeźwa!


Bywajcie!

O Olsztynie każdy słyszy
O Olsztynie każdy gada
Wszyscy wiedzą co się dzieje
Kortowiada kortowiada!!!

wtorek, 12 maja 2009

Szczyt hipokryzji

Serek bez tłuszczu, Tiger bez cukru a do tego wafelek w czekoladzie.

Ale nigdy nie umiałam odmawiać sobie rzeczy, które mają taką nazwę.

Wczoraj miałam imieniny i moja A. kupiła mi kwiatki! Nie po to w końcu mam dwa imiona, żeby obchodzić imieniny tylko raz w roku :p
(zdjęcie jest tak oszałamiające, bo moja A. już spała i musiałam robić po ciemku komórką)

Yhym, w słoiku, nadal nie mam wazonu. Po co.
W końcu imieniny ma się tylko dwa razy do roku.

niedziela, 10 maja 2009

Tabu

Sh. zaprosił mnie dziś do siebie na grę Tabu (bo brakowało im czwartej osoby a nawet menele mieszkający nad nim nie chcieli dołączyć).
To takie kalambury, w których jakiś wyraz można opisać tylko słowami ale nie tymi, które są dla danego wyrazu zakazane.
Nawet nie wiecie, ile ta gra dozwolona od lat 12 może wzbudzić skrajnych emocji. Jeszcze w powrotnym tramwaju miałam całą czerwoną pyzatą buzię!
Nawyzywaliśmy i nawrzeszczeliśmy się, Arczi powiedział, że intelekt mężczyzn zmiażdży emocjonalność kobiet "jak czołgi kangura".
Potem zrobili z Sh. wielkie oczy, gdy zgadłam, że "małe ziarenka, robisz z nich zupę" to oczywiście wyraz soczewica.
Bo myślał, że to taka choroba myląc soczewicę z posocznicą. A i ja poznałam nowy wyraz - szychta :)



Nie myślcie sobie jednak, że to taka bułka z masłem, bo jak opiszecie komuś wyraz "reperkusje"? :)

Wieczór panieński pięknej A. - Vol. 1.

Ślub pięknej A. jest niezwykle ważnym wydarzeniem, dlatego wszystko, co ma z nim związek, musi być spektakularne.
A przede wszystkim wieczór panieński. Zostałam jego - trochę samozwańczą - organizatorką.
Tę zaszczytną rolę traktuję bardzo poważnie i nie ma mowy o żadnej wtopie.
Postanowiłam więc przeprowadzić kilka(naście) prób przed tym właściwym.

Wczoraj odbyła się pierwsza!

Pojechałyśmy do Jelitkowa (:D) na plażę.

Ok, ludzie nie mieszkający w Trójmieście mają nad nami tę przewagę, że zamiast siedemnastu mają dwa rodzaje biletów na komunikację miejską... Ale gdzie indziej z plaży widzisz światła stoczni, sopockiego molo i pomarańczowy księżyc jednocześnie?



Pierwszą próbę panieńskiego uważam za bardzo udaną.
Było wszystko to, co dobry panieński powinien zawierać: alkohol, rozmowy o byłych, misie żelki, obgadywanie ludzi z naszej-klasy, śpiewanie piosenki ze "Statku miłości", piasek w zębach i bieg na nocny autobus.
Następna próba pewnie niebawem :)

Uwaga. Nowa definicja przyjaźni:
Gdy jest zimno a macie tylko jedną parę rękawiczek, każde z was ma jedną z nich na dłoni.

sobota, 9 maja 2009

Jeszcze o Dodzie


Z racji mojej pracy obcowanie ze słynnymi ludźmi nie powinno mnie ruszać. Jednak pamiętam, jak stałam z rozdziawioną buzią, gdy spotkałam Dodę w So.
Ha! Tak na marginesie, zwietrzały metal okazał się być Nergalem z deathmetalowej grupy Behemoth. W środę Super Express z Faktem donosiły o ich wtorkowej randce domyślając się, że to jednorazowa prowokacja. I nie wiedziały, że pewna (szanowna) pani redaktor widziała ich razem już parę dni wcześniej ;)
Ale co ja się będę podniecać Dodą? Idę sobie dzisiaj spokojnie po molo z moją Mamą a tu nagle słyszę niewiarygodnie dobry wokal...

Przypadkiem natknęłam się na koncert A., która pięknie śpiewa i narobiłam wiochy najgłośniejszymi brawami :)

A teraz uderzam na nocną plażę z piękną A.
Wysłałam ją do sklepu po alkohol a ona wróciła z trzema Reddsami.
Eh :)

piątek, 8 maja 2009

"Bo chodzi o to, by od siebie nie upaść za daleko."

Metry mi nic nie mówią.
"Do sklepu mamy 500 metrów."

Gdy idę z przystanku do naszego sklepu na osiedlu, to wydaje mi się, że mam do pokonania drogę około 300-350 kilometrów plus schody, bo cały czas jest pod górę i umieram już na wysokości kiosku.
Do Mamy mam 83 kilometry. Do pracy 7 przystanków. Do mojego O. cztery najwyższe piętra świata. Do lasu rzut beretem. Do morza bilet za 1,50.
Metry mi nic nie mówią. Bo czasem jestem bliżej kogoś, kto jest 449 kilometrów ode mnie, niż kogoś, kto siedzi koło mnie w samochodzie i kompletnie nie rozumie, dlaczego nic nie mówię.

Do pięknej A. mam 9 minut drogi.

Od 10 sierpnia już na stałe będzie to 1 250 mil. I chociaż mila nic mi nie mówi, to gdy mi wczoraj o tym powiedziałaś, to tylko jakimś nadprzyrodzonym wysiłkiem się przy Tobie nie pobuczałam.

niedziela, 3 maja 2009

Majówka

Byliście na działce, nad jeziorem, na grillu czy na rowerach?
To uroczo. Bo ja pracowałam.

Z przerwami na imitację ogródka czyli mój balkon.

Siedziałam trzy dni w domu sama z Bianką, której gorąco już daje się we znaki.

Uczyłam ją mówić "mama", ale póki co osiągnęłyśmy tylko "ma".

Ok, ja też siedziałam na słońcu.

sobota, 2 maja 2009

Diverse Crone Boogie czyli o Nigdy


Nigdy przenigdy nie skoczę na bungee. Ani ze spadochronem.
Jak ci tutaj dzisiaj na terenie Stoczni Gdańskiej.







I teraz opowieść:
Idę sobie wczoraj po Sopocie, okolice Atelier, z daleka słyszę stukot obcasów i brzęk bransoletek. W moją stronę idzie blondynka za rękę z jakimś podgolonym i nieco zwietrzałym metalem.
To była Doda.
Daję Wam tutaj moje słowo, że nogi miała do samej ale to do samiuteńkiej ziemi. Spódnicę wielkości etui na komórkę i wysokie lśniące buty.
Przez tę chwilę, gdy mnie mijała, ja obok niej wyglądałam jak mały, okrągły kloszard.

I nie jest to najlepsze uczucie pod słońcem ;)


Maj

Dopiero niedawno przestała boleć mnie głowa, więc spieszę Wam donieść Kochani, że

mamy maj :)


Ekipa z Olsztyna (tak naprawdę to ludzie byli ze wszystkich możliwych miast tylko nie z Olsztyna) okazała się nieprzygotowana na warunki plażowe i na propozycję G., żebyśmy przenieśli się do niej do Wrzeszcza wszyscy zareagowali gorącym entuzjazmem.

I równie entuzjastycznie integrowaliśmy się za pomocą kieliszków z przesłaniem. (drugi od lewej to mój ulubiony i dedykuję go M.)

To ja może wytłumaczę. Co roku przez jedną z sopockich szkół wyższych organizowane są zawody autostopowe do jakiegoś europejskiego miasta. W tym roku jest to Lwów. Start był o 12 w południe.
Po 7 godzinach Pawulon zadzwonił do mnie z Pasłęka (jakieś 120 km od Gdańska), żebym im znalazła na necie pociąg do Olsztyna :o)
Ale chłopaki się nie poddają i jutro rano uderzają na Lwów! :)



Zaczęła się zatem majówka. Moja A. zabrała pod pachę moją blogową torbę i swojego M. i tyle ich widzieli. Zapowiada się spokojny weekend.



Spokojniutki.