środa, 21 lipca 2010

Znowu Port

Życie jest piękne, dlatego znowu nadarzyła się okazja, by pojechać do Nowego Portu, gdzie Archie ma mieszkanie:




I gdzie nad kanałem odbywały się urodziny Dominika:





HRYP!

"Dominik, jak się czujesz wkraczając w ten wiek?"
"Póki nie robię pod siebie, jest dobrze"

Sh. dał Dominikowi książkę 500 instrukcjami, czyli jak zrobić wulkan, wyznaczać kierunki patrząc na gwiazdy, czy walczyć z krokodylem.

A gdy już mówimy o najlepszych prezentach na świecie, to gdy Pegaz powiedział, że ma coś dla mnie, to w pierwszej chwili pomyślałam, że nie inaczej jak pierścionek zaręczynowy, albo perfumy, niech stracę!

Jednak oczom moim ukazał się...






Niestety komórka nagrywa mi tylko kilkanaście sekund, a dopiero potem on się rozkręca i wchodzi na wysokie tony śpiewając OOoooOOOOOoooooo.

Ale moja A. mnie udusi, jeżeli kiedykolwiek go jeszcze włączę :)

wtorek, 13 lipca 2010

Upały

Jeśli powiem, że jest mi strasznie gorąco i z pewnością nie wytrzymam tych temperatur i wreszcie się ugotuję, to będę banalna i nie odkryję Ameryki.

Ale jedyne, co mam z tych upałów, to niewyczerpane źródło powodów do narzekań, a zatem:

Matko Bosko jaki gorąc!!!

Nie da rady tego na spokojnie przeczekać, więc wzięliśmy z Pegazem sprawy w swoje ręce.

Pojechaliśmy do So na nocne kino na molo. A będąc już na miejscu (bo żadne temperatury nie przeszkodzą mi w używaniu imiesłowów), postanowiliśmy zostać tam na noc.


Ale przecież nie sami :]



Jak jest powszechnie wiadomo, jestem królową plaży, więc za dnia śmiało wbiłam się w swoje muzułmańskie bikini i zadałam szyku nad Bałtykiem.



Jednak nie samą miłością człowiek żyje, wybraliśmy się zatem z Sh. do Archiego, który jest królem Nowego Portu, dzięki czemu nikt nas tam ani nie obrabował, ani nie zabił.





Sh.


Tak lato mija i każdego dnia jest coraz bliżej jesieni. I możecie mi teraz powiedzieć "na co ci jesień dziewczyno, królowo bałtyckich plaż?!", ale jeszcze Wam nie powiem :)

poniedziałek, 5 lipca 2010

Lipiec i ciężka praca

Nadszedł lipiec a wraz z nim pierdylion stopni w cieniu i ciężka praca ludzi niosących światu informację. A jest o czym informować, bo do Gdyni znów zawitał Open'er.

Niewiele zatem myśląc ruszyłam żwawo w drogę na Babie Doły, gdzie dotarłam po 2 godzinach podróży ze spoconymi ludźmi.

A na miejscu ciężka, wytężona praca.

Ciężka, ciężka praca.


Był tam również Sh. jednak tym razem jako swoje alter ego. Efekty jego pracy zobaczycie TUTAJ.

A na Festiwalu fenomenalne Skunk Anansie, niedobra kiełbasa z grilla, pokazy mody, woda o smaku piwa, gubienie się ludziom, odnajdywanie ludzi, niekończące się wędrówki i pomarańczowy księżyc.
A także Kuba, który woził moją szanowną osobę przez trzy dni do domu. Efekty jego pracy znajdziecie TUTAJ.


A lipiec toczy się dalej, co widać bardzo wyraźnie na mojej ścianie w kuchni:



Tylkowski jak zwykle się nie myli. Dobrze wie, że jutro przyjeżdża Pegaz i że będziemy opalać swoje obłe ciała.

I zakwitła mi pierwsza maciejka. Więc szkoda czasu na komputer. Idę ją afirmować na balkonie!