Gdy pracowałam jako kelnerka w Stanach, poznałam Mr. Bobbiego, który co niedziela zamawiał 'romankok', co po moich kilku 'excuse me?' okazało się być rumem z kolą - 'rum and coke' wypowiedziane z zawadiacko kowbojskim akcentem.
Mr. Bobby miał pięknego białego mercedesa z 1945 roku i był milionerem.
Zaprosił mnie i D. do siebie do domu, żebyśmy mogli zobaczyć jego koty i zrobić sobie zdjęcia w jego samochodzie.
słabo?
Koty Mr. Bobbiego miały własny domek z intercomem i klimatyzacją.
Ale nic w tym dziwnego - to na nie przepisała cały swój majątek zmarła żona Mr. Bobbiego.
On mógł je wydawać jako ich prawny opiekun. Były to zatem najbogatsze koty, jakie w życiu miętosiłam.
Jak przesłałam Mamie te zdjęcia do pracy, to kazała go pozdrowić od całej księgowości ;))
Jako prawny dysponent majątku, Mr. Bobby mógł także przepisać wszystko komuś w spadku.
Dom z antykami, samochód i koty zapisał swojej sprzątaczce.
Stany są śmieszne :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz