niedziela, 27 grudnia 2009

Przy stole

Święta minęły mi przy stole.


Gdy stałam się jedną wielką rybą po grecku, wstałam od stołu i popłynęłam na spotkanie z moimi ludźmi na starówkę, gdzie czekał mnie kolejny stolik.

I tu oficjalnie napiszę: był także Krzysztof i Izabela, wierni czytelnicy mojego zielonego bloga, których - jakże niesprawiedliwie - omijałam do tej pory w swoich fascynujących notkach :)

Po tym, jak doturlałam się z zapasem sałatki jarzynowej do Gdańska, miałam ciężką rozmowę z Bianką.
Powiedziała mi, co myśli o tym, że ją zostawiłam i że chyba oszalałam, jeśli myślę, że to się powtórzy za rok.

I obejrzałam Love Actually. Pobuczałam się, jak Marc Darcy oświadczał się tej lasce i specjalnie nauczył się dla niej portugalskiego, a ona potem schodziła z tych schodów i powiedziała "yes" i się całowali.

Film z bardzo pozytywnym przekazem. Udowadnia, że osoby takie jak Keira Knightley czyli zezowate i z wystającą dolną szczęką, mogą grać w filmach i to główne role!

Słodkie.

wtorek, 22 grudnia 2009

To, co kocham

Ten post będzie o tym, co kocham.


Kocham prezenty, moich przyjaciół, czekoladę i Biankę.


Kocham też święta. Żeby celebrować tę moją miłość, świętuję już od tygodnia.
Zaliczyłam Kolibę, w której DJ dorzucał do ognia i to wcale nie była przenośnia.
Byłam u Sh, który zrobił wigilijne spotkanie.

I dał mi prezent!!! Książkę z Simon's Cat :)))))

Simon's Cat to animowana wersja Bianulki :)

Dziś spotkałam się z piękną A. i jej mężem Chrisem, bo od wczoraj są na polskiej ziemi i dostałam od nich.....

Czy te święta mogą być jeszcze lepsze?

Kocham piękną A. nie tylko ze względu na to, że zna słowa wszystkich piosenek Beyonce na pamięć, ale także dlatego, że zgodziła się zaglądać do Bianki.


Bo Bianka, która teraz zadowolona siedzi w mojej torbie, jeszcze nie wie, co ją czeka do niedzieli :|


Jadę jutro zaraz prosto z pracy. Święta spędzam w E. z Mamą, moją siostrą i jej mężem i... ich bobasem, który jest jeszcze w brzuchu :)

Mogę nie mieć okazji potem, więc.... życzę Wam radosnych Świąt Kochani :)

niedziela, 20 grudnia 2009

Pomocy

Bo chociaż posiadam wiele talentów, to brak mi tego jednego.

Nie umiem, nienawidzę, nie znoszę pakować prezentów.

Dlatego apeluję o pomoc.


I potrzebny mi jest ktoś, kto potrafi coś więcej, niż tylko nakichać na prezenty i podrzeć pazurami papier.

czwartek, 17 grudnia 2009

Moja firma mnie kocha

Wiem, że moja firma mnie kocha.
Dostałam od nich cała skrzynkę prezentów!

Zrobiliśmy sobie dzisiaj nieoficjalną wigilię z ludźmi z pracy i poszliśmy do Kwadratowej, żeby czuć się jak banda dziadków wśród studentów.

Samopoczucie jednak z każdym mojito się dziwnie poprawiało i wróciłam do domu w szampańskim nastroju.

Dopóki nie uświadomiłam sobie, że zgodziłam się robić chórki w deathmetalowym zespole kolegi z redakcji.


I mamy z moją A. choinkę, wpadnij, pokolędujemy :)

Prezenty

Pojechałyśmy z Kasią do orłowskiego Klifu z misją.
Miałyśmy obadać nowy sklep Marks&Spencer i kupić prezent dla mojej chrześnicy.


To, co najbardziej przykuło moją uwagę w nim, to te pudełka. W środku nich są gumy w kształcie pingwinów i ryb.


Czy może być coś lepszego?!


Gdy pytałam tatę Nuny, co mam jej kupić pod choinkę, odpowiedział tylko: "polly pocket z ubraniami, nie wiem, co to jest, ale było na liście dla św. Mikołaja".


Niestety okazało się, że polly pocket to lalka wielkości palca zrobiona z jakiegoś plastiku, z równie plastikowymi ciuchami, wszystko warte jakieś 5 złotych.
Oczywiście kosztowało znacznie (znacznie) więcej.

Ale coś mi mówi, że gdybym dała Nunie elementarz, to nie dostałabym tytułu Cioci Roku.

I ciekawa jestem, czy św. Mikołaj przeczytał też moją listę.

wtorek, 15 grudnia 2009

Doświadczenie utraty

Miałyśmy dziś z moją A. sajgon w domu.



Wstawiali nam nowe okna i dziś, po raz pierwszy w tym mieszkaniu, nic na mnie nie wieje :)
No chyba, że sobie zrobię opcję *pyk* rozszczelnienie i proszę, jak ładnie hula.

Wstawianie okien wiąże się z niesamowitym bajzlem. Bianka z zawałem serca siedziała w łazience i gwizdała (gdy się czymś bardzo przejmie, to wtedy zawsze gwiżdże), my z moją A. siedziałyśmy w kuchni w kurtkach, a dwóch kolesi walczyło z oknami. ("tylko prosimy uważać, bo jak śnieg leży na parapecie, to okna mogą wypaść")

Ponad rok po mojej obronie nareszcie mogę wymawiać słowa "praca magisterska", co jest teraz całkiem przydatne, bo Z. wysłała mi jeden rozdział swojej do sprawdzenia.
Z. zawsze była jedną z najlepszych osób na naszym roku, więc czuję się teraz jak debil, czytając jej pracę i przypominając sobie swoje żałosne wypociny. A czemu o tym piszę? Bo praca Z. traktuje o utracie jako doświadczeniu granicznym.


I takie graniczne doświadczenie mnie spotkało, gdy po wyjściu monterów chciałyśmy z moją A. podłączyć z powrotem internet i okazało się, że podłączyć to ja mogę najwyżej palec do prądu, bo internetu nie było, jakiś błąd, że cośtam. Nic. Siedzieć i płakać.

Ale Pegaz, który jest zarówno informatykiem jak i królem świata (i dlatego właśnie jesteśmy dla siebie stworzeni), wszystko mi przez telefon naprawił i tylko z dwiema bluzgami, czterema papierosami, jednym krzykiem i tylko jednym rzuceniem słuchawką.
Jak to nie jest przeznaczenie, to ja się pytam, co?

sobota, 12 grudnia 2009

W E.

Mój pobyt u Mamy przebiega według stałego już schematu.

Zjadam cały świat, odrabiam pańszczyznę przedświąteczną, kłócimy się z Mamą, marznę (bo tu są liczniki na kaloryferach) i oglądam tv.

Właśnie na Polsacie lecą wybory miss świata i to jest naprawdę wielce zastanawiające, jak mogą wyglądać inne kobiety w Sri Lance, skoro najpiękniejsza z nich wygląda tak a nie inaczej :)

A gdy już będę miała dość słuchania o tym, jak kolejna kandydatka jest przejęta losem głodnych dzieci i zabijanych zwierząt, włączę o 20.00 jeden z najważniejszych filmów w moim życiu.
Czyli o dwójce ludzi z dwóch końców USA, którzy byli sobie pisani i dlatego spotkali się na Empire State Building, chociaż Tom Hanks miał już stamtąd schodzić, ale ten dzieciak się cofnął po ten plecak i Meg Ryan tam była, o mój Boże, jak ja zawsze ryczę na tej końcówce :(((((

czwartek, 10 grudnia 2009

Sondaż

Sh. myśli o prezencie pod choinkę dla pewnej bardzo ważnej dla niego Dziewczyny.

"Ej, zapytaj na swoim blogu, ciebie dużo lasek czyta"

Apeluję.
Zanim kupi jej to, co planował, czyli komputerowego dietetyka, niech usłyszy jakieś dobre rady od Was.

Sh. nie ma sprecyzowanych wymagań. Byle by to było coś wyjątkowego, zachwycającego, jedynego w swoim rodzaju, z serii limitowanej i pewnie tak do 6-7 zł.

Czekamy.

wtorek, 8 grudnia 2009

Weekend

Weekend zaczął mi się w piątek wieczorem, gdy Pegaz nie poznając mnie, minął mnie na dworcu.
Potem pojechaliśmy do kina na "2012", by obejrzeć 30 minut świetnych efektów specjalnych poprzerywanych nadętymi dialogami, absurdalną fabułą i niedorzecznym scenariuszem.


Poszliśmy z całą bandą moich ludzi do Koliby, gdzie odbyła się impreza tego roku z kumulacją alkoholu, dobrej muzyki, tańca na stole i alkoholu.

I Pegaz uparł się, że jest Michaelem Jacksonem i że nie odda tego kapelusza.



Potem było mnóstwo mniej lub bardziej nadających się do opublikowania wydarzeń, aż pojechaliśmy na kręgle, gdzie dałam mu ze sobą wygrać, żeby mu nie było przykro. Bo takie już mam dobre serce i nic na to nie poradzę.

Dziś skończył się mój weekend, bo Pegaz właśnie dojeżdża do domu.
I muszę spalić ten kapelusz.

środa, 2 grudnia 2009

O nudzie i desperacji

Strasznie się nudzę.


Skończyłam oglądać 4. sezon "The Office" i desperacko potrzebuję pierwszego odcinka następnego.

Bez niego oszaleję. O mały włos obejrzałabym cały dzisiejszy "Klan".

W akcie tej desperacji zrobiłam pranie, wypastowałam buty i zastanawiałam się nad umyciem kabiny prysznicowej.

Jeśli ten dzień się prędko nie skończy, będę doprowadzona do ostateczności:


wtorek, 1 grudnia 2009

Grudzień

Grudzień wiąże się z trzema najlepszymi rzeczami na świecie.

Z prezentami.
Z ubieraniem choinki.
I co najważniejsze - z prezentami.

Gdy tylko dostanę wypłatę w postaci deszczu pieniędzy, klejnotów i złota, wybiorę się do samego jądra ciemności czyli do Galerii Bałtyckiej po podarki.


A póki co, od piątku latamy z Pegazem na golasa po śniegu :)

Kręgle są super

Już zdążyłam zapomnieć, że kręgle są takie super!


Ponieważ jesteśmy piękni, młodzi i bogaci, jak grupa amerykańskich przyjaciół z high school wybraliśmy się z Kasią, Sh. i jego znajomymi na kręgle.

Gdzie kazano nam założyć najbrzydsze buty świata.

Boli mnie cała dłoń, ramię, bark i obojczyk, a Kasia dziś do pracy przyszła w zabandażowanym kolanie, ale było super.

I, jak wynika jasno z tej tablicy, wygrałam wszystkie trzy rundy.

Słabo?