poniedziałek, 24 listopada 2008

Nabytki

Od ostatniej soboty jestem bogatsza o dyplom ukończenia studiów wyższych.
Taka większa książeczka (Z. powiedziała, że wygląda jak książeczka wojskowa jej taty) w kolorze, który ktoś o dobrej woli nazwałby jasnym orzechem, lub ciepłym karmelem. My nazwaliśmy go po prostu sraczkowatym.


Całe studia zatem dały mi papier z moim zdjęciem, na którym wyglądam jak zawsze (o masakro), znaczek z logo UG do przypięcia na kołnierz, masę nieprzespanych nocy i umiejętność zwijania język w rurkę.
Ale gdy w tę sobotę wieczorem biegłam po torach zasypanych śniegiem za tramwajem z piękną A. i Patrikosem krztusząc się od śmiechu pomyślałam, że podczas tych pięciu lat na najfajniejszym kierunku na świecie poznałam sporo ludzi, którzy na zawsze pozostaną dla mnie bardzo ważni.

No a poza tym nie każdy ma znaczek z logo UG :]

A jak już mówimy o nabytkach, to....
*fanfary*....
B. będzie miał drugą dzidzię :)

2 komentarze:

asia wu pisze...

i oraz lub ani albo - przed nie stawiamy przecinków :P

Wyniosłaś też wiedzę o tym, że istnieje coś takiego jak Hakuna Matata po hiszpańsku i że jungle is massive.

No i nie martw się, będziesz zaproszona na moje wesele :P

asia wu pisze...

A! Ja mam jeszcze magnetyczną zakładkę z logo "Źródło rzetelnej wiedzy" :P Jakbyś pojechała do białoruskich akademików też byś taką miała ;)