Po pierwsze i najważniejsze: wyprawianie wieczoru panieńskiego przed samym ślubem to bardzo kiepski pomysł.
I to nawet nie chodzi o to, że Olka spała 3 godziny i wyglądała jak zombie czy o to, że musiałam dmuchać balony na ogromnym kacu, ale o to, że pan młody mając stawić się w garniturze z naszymi wiązankami, obrączkami i ślubnym samochodem o 15:30 u nas w domu, dopiero o 14 przestał obejmować muszlę. (kawalerski też był, a jakże)
Niewątpliwie jednak był to jeden z lepszych panieńskich, na jakim byłam ;)
David został zjedzony. Olka jako "bride to be" miała prawo wybierać pierwszy kawałek tortu.
Ja w ramach swojego dziadowstrętu zjadłam mu głowę.
Żeby było wiadomo, co myślę o tym filmie i jego miłośnikach.
A oto jedna z czytelniczek mojego zielonego bloga, która stwierdziła, że ostatnio piszę o samych pijanych ludziach - Cześć Rudzia! Zasłoniłam Ci oczy czarnym paskiem, tak jak chciałaś :)
A potem nastąpiło pomieszanie ról - miałam welon na głowie i opowiadałam ludziom, że właśnie mam panieński a jutro wychodzę za mąż. Przez chwilę chyba sama w to uwierzyłam. Na koniec wyszłyśmy na miasto i bardzo się cieszę, że w E. nie ma monitoringu na starówce ;)
A o weselu nie napiszę. Tylko pokażę Wam jedną z kartek ze stołu.
Proszę o, kogo tu się zaprasza.. ha:
I jeszcze jeden obrazek z sali czyli "Bambi" zakończenie wersji reżyserskiej :-)
Not as seen on Disney Channel..
I po wszystkim nie potrafiłam się powstrzymać. Musiałam ją przymierzyć.
Też sobie kiedyś taką kupię.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
2 komentarze:
dzieki Iga, wygladam jak prawdziwy kroliczkowy elblaski kryminalista ;)
kocham Cię :)
Prześlij komentarz