sobota, 2 maja 2009

Diverse Crone Boogie czyli o Nigdy


Nigdy przenigdy nie skoczę na bungee. Ani ze spadochronem.
Jak ci tutaj dzisiaj na terenie Stoczni Gdańskiej.







I teraz opowieść:
Idę sobie wczoraj po Sopocie, okolice Atelier, z daleka słyszę stukot obcasów i brzęk bransoletek. W moją stronę idzie blondynka za rękę z jakimś podgolonym i nieco zwietrzałym metalem.
To była Doda.
Daję Wam tutaj moje słowo, że nogi miała do samej ale to do samiuteńkiej ziemi. Spódnicę wielkości etui na komórkę i wysokie lśniące buty.
Przez tę chwilę, gdy mnie mijała, ja obok niej wyglądałam jak mały, okrągły kloszard.

I nie jest to najlepsze uczucie pod słońcem ;)


7 komentarzy:

Neskavka pisze...

Doda powiadasz? I żadnego "Faktu","Gali","Vivy" czy innego "żurnala" w pobliżu? Niesamowite!

Iga pisze...

No ja sama z "żurnala" ale po 3 w nocy w Sopocie byłam prywatnie ;)

Sowisko pisze...

Nie wiem, czy Doda by mi zaimponowała. Ja się krągła i wielka czuję tylko przy mojej siostrze, a wiesz, że jestem dwa razy taka jak Ty.

Iga pisze...

Sową mnie ten dziad u jej boku zastanawia. Na oko 100-120 lat, te włosy takie przerzedzone mocno. Wyglądał trochę jak koleś z TSA :D

Kkasiaka pisze...

spódnice tej wielkości maja to do siebie,że pekają/spadają/dzieją się z nimi inne niepożądane mocno rzeczy w najmniej odpowiednich momentach,więc niebezpiecznie takie nosić:P chyba,że się własnie jest taką gwiazdą,im to się jakoś nie przytrafia;)

Sowisko pisze...

Może to był jej stary. Andrzej to nie był, bo wszak on teraz hipisem się stał się.

Anonimowy pisze...

Zdaje się, że nie poznałaś Nergala...