Ekipa z Olsztyna (tak naprawdę to ludzie byli ze wszystkich możliwych miast tylko nie z Olsztyna) okazała się nieprzygotowana na warunki plażowe i na propozycję G., żebyśmy przenieśli się do niej do Wrzeszcza wszyscy zareagowali gorącym entuzjazmem.
Po 7 godzinach Pawulon zadzwonił do mnie z Pasłęka (jakieś 120 km od Gdańska), żebym im znalazła na necie pociąg do Olsztyna :o)
Ale chłopaki się nie poddają i jutro rano uderzają na Lwów! :)
Zaczęła się zatem majówka. Moja A. zabrała pod pachę moją blogową torbę i swojego M. i tyle ich widzieli. Zapowiada się spokojny weekend.
Spokojniutki.
2 komentarze:
To widzę że Pawulony tym razem się nie spisały, ale za to Doniu i Ada byli drudzy na mecie ;) pozdr
Wuj O.
Overze jak oni złapali stopa spod Gdańska do samego Biłgoraja Biłgoraju :)) Czekam na wieści od Pawulona, ale póki co cisza.
Prześlij komentarz