Spoza stosu mandarynek, góry cukierków i jednego rolmopsa, który mnie zniszczył na całe Święta przybyłam do E.!
Jestem osobą szanującą tradycję, więc w ciągu ostatnich paru dni poza jedzeniem zajęłam się także oglądaniem telewizji.
"Kevin sam w domu" obejrzany po raz 54. i od razu jakoś tak się czuje Ducha Świąt.
Udało mi się także obejrzeć słynny musical "Mamma Mia". I jeżeli chodzi o ten film, to w całym morzu irytującej niedorzeczności scenariusza znajduję trzy pozytywy:
Meryl Streep, którą wielbię ("Sprawa Kramerów" w ten wtorek na Czwórce!!)
Mark Darcy
i główna bohaterka posiadająca piersi - zjawisko niespotykane od czasu "Żylety" z P. Anderson
A dzisiaj, w 3. dzień Świąt pieczemy z Mamą nowego makowca :]
p.s. o 21 na TVN7 "Masz wiadomość"!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
2 komentarze:
Mark Darcy jest cudowny! Zreszta w Love Actually też ma wspaniałą rolę. Ech, szczerze mówiąc, jeśli stanąłby na progu mojego M1, to nie wiem, czy nie rzuciłabym w kąt męża i nie przyjęła ślicznego Colina... Miłość - miłością, ale Firth... Firthem :) Podejrzewam, że podobny problem miałabym, gdyby w drzwiach objawił się Johnny Depp, najlepiej w ciuchach z Golibrody :) tudzież z Truposza :)
Pozdrawiam ciepło i zazdroszczę mandarynek, bo nasze już wszystkie wyjadłam. Jezu, jeśli po tych Świętach zmieszczę się w swoją sukienkę, to będzie to nie lada cud :)
Asica coś mi mówi, że Twój Michał powinien się mocno zastanowić nad zamontowaniem drugich drzwi, a może postawieniem jakiejś stróżówki czy coś przed domem ;))
Prześlij komentarz