piątek, 12 grudnia 2008

De muwi.

Obejrzałyśmy sobie z moją A. kinową wersję "Seksu w wielkim mieście" (dosłownie kinową, bo nagrywaną kamerą w kinie. Nie przeze mnie oczywiście, ja nie chodzę do kina). I najlepsze w tych 2 godzinach i 16 minutach (sic!) było piwo i popcorn.
Ten film to takie przydługie majaczenie kogoś, kto nie ma pojęcia o prawdziwym świecie a jego życie nie wychodzi poza kartki magazynu Vogue.

To absurdalna historia kobiet faktycznie nie pracujących, nie jedzących a mimo to spędzających większość dnia na lunchu, robiących non stop zakupy, noszących kolczyki i makijaż w domu, perły na szyi w łóżku a najpaskudniejszą pod słońcem torebkę Louis Vuitton uważających za najpiękniejszy prezent na całym świecie.
Jedyny pocieszający morał z tego filmu to taki, że nawet kobieta ważąca 20 kg może być porzucona w dzień ślubu.


jupi.

6 komentarzy:

inny niż wszyscy pisze...

Tydzien po Polskiej premierze na DVD oglądać gówno z kamery... Iga, piratem to nie zostaniesz. Już dwa tygodnie po premierze było w wersji DVD z USA... Kamera, fuuu

Pawel-as pisze...

Wersje kinowe mają to do siebie,że czasem można widzieć, jak widzowie przed nagrywającym np rzucają sie popcornem;)....

Iga pisze...

Kiedyś widziałam "Z ust do ust" (Boże, jaki to nudny i głupi film) nagrywany w kinie i słychać było kaszel widzów :]

Anonimowy pisze...

My kiedyś oglądaliśmy kinową wersję Grocholi czegoś tam (jedna z tych dwóch) . W połowie wszyscy usnęli, udało mi się przebudzić mniej więcej w 3/4 filmu i kamera już była przekrzywiona (kamerzysta też usnął?) a później obudziłam się na ostatniej scenie . Takiej, gdzie był ślub i w ogóle wszyscy byli szczęsliwi (tyle dojrzałam w przekrzywionej kamerze) i nagle gdy wybiegali z kościoła obraz przerwało. Do dzisiaj się zastanawiam czy kamerzysta umarł czy obudził się i nie wytrzymał.

Beem pisze...

O tak, przypomniałam sobie, ta torebka LV była OHYDNA! A parę lat temu widziałam w Wiedniu na wystawie takiego butiku z elegancją, niedaleko Kunsthistorisches Museum, torebkę Prady, oczom nie wierzyłam, taka paskuda ze szmaty, a cena mnie załatwiła, grubo ponad 1000 euro. To trzeba sobie od dziecka wyrabiać gust, żeby sprostać.

Sowisko pisze...

Sex in the City to największy bullshit, jaki można starać się wciskać małym, trzynastoletnim dziewczynkom. Sarah Parker jest brzydka jak noc, jedyna laska, którą lubię, to Samantha :)