środa, 31 grudnia 2008

Pyza Wędrowniczka na polskich dróżkach

Zabieram swoją zieloną torbę, chochlę do zupy, którą kupiłam dla Kiwi, balony z napisem Gdańsk i wyruszam!
Wszelkie uwagi na temat tego, co można robić w pociągu przez niemal cztery godziny mile widziane.

A to jest kot, którego chcę mięć :)
(moja A. wyrzuci mnie w końcu z domu)

I jeszcze jedno z serii 'Pytania do kosmosu', w Święta ktoś do mnie trafił na bloga wpisując w google: "znamy się miesiąc a on chce zobaczyć moje piersi"

branoc!

poniedziałek, 29 grudnia 2008

Grzegorz Damięcki

Kup mi go.

Sylwester

Z racji braku chętnych do posiadania mnie w postaci głównej atrakcji na imprezie Sylwestrowej szykowałam się do spędzenia tego jakże magicznego wieczoru w Warszawie lub we Wrocławiu (w zależności od tego, czy wybiorę na pilocie TVP czy Polsat).
Sylwester pt. 'Biała sala' jednak mnie ominął, bo zaprosiła mnie do siebie Kiwi :)

Zatem upragniony koniec tego parszywego 2008 roku będę świętować w samym Jądrze Ciemności - mieście, gdzie padł pierwszy łabędź chory na ptasią grypę, gdzie istnieje pewna rozgłośnia radiowa posiadająca najlepszy sprzęt transmisyjny w kraju i gdzie swoje pierwsze kroki jako dzidzia nieświadoma tego, co wkrótce uczyni ze Słońcem i Ziemią stawiał pewien malutki Mikołaj.

I jak to śpiewał specjalnie dla mnie Kazik: agresorzy mają rzut beretem już do Torunia ;)

sobota, 27 grudnia 2008

Telewizyjnie

Spoza stosu mandarynek, góry cukierków i jednego rolmopsa, który mnie zniszczył na całe Święta przybyłam do E.!

Jestem osobą szanującą tradycję, więc w ciągu ostatnich paru dni poza jedzeniem zajęłam się także oglądaniem telewizji.
"Kevin sam w domu" obejrzany po raz 54. i od razu jakoś tak się czuje Ducha Świąt.
Udało mi się także obejrzeć słynny musical "Mamma Mia". I jeżeli chodzi o ten film, to w całym morzu irytującej niedorzeczności scenariusza znajduję trzy pozytywy:
Meryl Streep, którą wielbię ("Sprawa Kramerów" w ten wtorek na Czwórce!!)
Mark Darcy
i główna bohaterka posiadająca piersi - zjawisko niespotykane od czasu "Żylety" z P. Anderson

A dzisiaj, w 3. dzień Świąt pieczemy z Mamą nowego makowca :]

p.s. o 21 na TVN7 "Masz wiadomość"!

wtorek, 23 grudnia 2008

Ho ho ho...

A, która pięknie śpiewa, Ania26, Axelle21, B., Beem, BezZęba, Bobą, E., Halinka, Katerina, Kifi, Lilitu, Martyna W. moja A., M. mojej A., Mojra, Nescavka, O., Patrikos, Paweł-as, Pawulonik, piękna A., S., Sową, Tomek, Xingi, Z. i Zgaga

życzę Wam, abyście Święta spędzili z tymi, których kochacie i aby każda mandarynka, którą obierzecie, była słodka! :)

"Jestem wujkiem Władkiem, który zawsze kupuje za dużą choinkę"

Jestem moim ojcem, który zawsze osadzał dwumetrową choinkę w stojaku.
Jestem moją siostrą Olką, która zawsze mówiła mu, jak ma to robić.
Jestem moją Mamą, która zawsze wiesza światła na choince.
Jestem D., który zawsze nakładał gwiazdę na sam czubek.

Jestem Iga i mimo tego, że Święta nie będą już takie jak kiedyś, to czekam na nie jak zawsze.
Na ilu ludzi może czekać jeden pusty talerz?

sobota, 20 grudnia 2008

Elbląsko

Kupiłyśmy z Mamą choinkę. Osadziłyśmy w nowym stojaku, podlałyśmy, ustroiłyśmy i położyłyśmy już pod nią prezenty. Więc pierwsze co.. fota na bloga:

A zaraz potem choinka się przewróciła, tłukąc bombki i zalewając wodą prezenty.

Wesołych Świąt Kochani!

piątek, 19 grudnia 2008

Christmas Party

Ze wszystkich św. Mikołajów gorąco polecam piękną A., która bez końca wyciągała dla mnie podarki ze swojej torby (której jednak nie chciała mi oddać).
Dzisiaj poleciała na Święta do swojego Christoffera, Asia daj znać, jak będziesz na miejscu!

Ta kobieta jest cudowna! Przyniosła mi czekoladę (moją ulubioną, z truskawkami!), magnes na lodówkę z kotkiem, foremkę do ciastek w kształcie kota i upieczone na obraz i podobieństwo Bianusi pierniczki, włożone we własnoręcznie wykonane opakowanie.
Każdy z piernikowych kotów miał przewiązaną wstążeczkę z kokardką.

(tak, wiem, mam piękne kciuki)

Ona zdecydowanie ma talent. I całe mnóstwo wolnego czasu ;)

Była też Z., która także wyjeżdża do Anglii.
I zrobiła nam obiad ;)


A ja jutro zbieram się do Mamy i obie będziemy walczyć z tymi Świętami.

Słowo na piątek

Gdy ktoś pyta cię o zdanie, a ty odpowiadasz mówiąc, to co myślisz naprawdę, jesteś szczera.

Ale uświadom sobie, że gdy mówisz, co o kimś myślisz, chociaż nikt cię o zdanie nie pytał, to jesteś po prostu chamska.

branoc!

czwartek, 18 grudnia 2008

:)

Tralala..lala



laaaaaaaaaaaaaaaaaaa

la.

Wstyd

Zawsze powtarzałam, że największego wstydu narobi Ci zawsze własne dziecko i Mama.

(Jak byłam kiedyś dużą siedemnastoletnią, zakompleksioną dziewczyną, byłam z Mamą w sklepie po spodnie dla mnie. Mama odsłaniając firankę w przymierzalni na całą szerokość - One zawsze to robią - krzyknęła na cały sklep "Przyniesie pan jakieś największe!!")

A jak już mówimy o robieniu wiochy przy ludziach, to moja Bianka jest mistrzynią.
Jak tylko ktoś do nas przyjdzie a ja chcę się nią pochwalić, jaka ona jest śliczna, mądra, słodka, przytulaśna i puchata, to ona zaszywa się pod komodą. Gdy ją wyciągam, to wybałusza te swoje wyłupiaste oczy, rozkracza nogi, stroszy sierść, wyciąga pazury i sapie.

Wyciągam więc spod komody mniej więcej coś takiego:


Dlatego wczoraj uparłam się, że zrobię filmik, na którym przedstawię jeden z 6783 powodów, dla których kocham te 4 kilo słodyczy. (no nie moja wina, że się pranie akurat suszyło ;p)


c. d.

Do rzeczy, które mnie uszczęśliwiają (poza rękodziełem pięknej A. wytwarzanym dla mnie po nocach) zaliczam także wszelakie zaproszenia.
Jakbyś tak chciał mnie zaprosić na Madagaskar 2, to ja bardzo chętnie :]

Zalewa mnie ostatnio fala szczęścia, bo Sz. zaprosił mnie na koncert do Wysepki (do dziś nie wiem, kto właściwie grał, ale było bardzo fajnie) a Ł. na obiad do takiej restauracji, do której normalnie by mnie pewnie nie wpuścili.
Jak to powiedziała kiedyś moja A. po powrocie z wieczoru integracyjnego w jakimś hotelu czterogwiazdkowym: "mówię ci Iga jaki luksus! żyrandore! talerze!"

Tak samo w tamtej restauracji. Siedziałam jak na szpilkach, bo bałam się, że zaraz coś głupiego zrobię. A Ł. nie zjadł swojego kalafiora, bo zamówił rybę a do niej dają nóż, którym nie da nic się pokroić, więc tylko dziubał tę rybę :) Tak się najadłam, że zrezygnowałam z deseru (w co nie mogę dziś uwierzyć), ale wstydziłam się zapytać, czy mogę go zabrać do domu dla mojej A.
I co z tego, że tam był facet grający na pianinie, cztery rodzaje widelców i krzesła tak wielkie, że nie dały się przesuwać.
I tak lepiej mi się jadło wczoraj u K. pulpety z ryżem trzymając talerz na pufie :)

wtorek, 16 grudnia 2008

Rzeczy, które sprawiają, że jestem szczęśliwa


(Żeby nie było, że jestem starą, sfrustrowaną babą, którą nic nie cieszy)


- czekolada
- nowy numer Czterech Kątów
- wspólne śniadania z moją A.
- kawa z mlekiem zrobiona przez moją Mamę
- dużo czekolady
- układanie szklanek i kieliszków na półce w kuchni
- Bianka zwinięta w kłębek
- spotkania z Z.
- tytuł Bloga Roku
- wyjazdy do O.
- wkładanie jedzenia do lodówki w specjalnych pojemnikach
- wyprzedaż w Reserved

Jestem starą, sfrustrowaną babą.. ale mam swoje chwile szczęścia: Z. przyleciała do Polski :)

niedziela, 14 grudnia 2008

Jesteś u Igi!

Na wczorajszym kameralnym spotkaniu u mnie w domu z piękną A. i K. zostały ustalone zasady bycia u mnie. Zatem:

- lód w lodówce i wino w kuchni są zawsze
- jemy
- można siedzieć w rozpiętych spodniach
- można bekać
- nie można robić zdjęć z fleszem
- jemy
- mówimy w kolejności wyznaczonej przez moderatora dyskusji
- gdy moderator jest nieprzytomny, przekrzykujemy się

Moja słodka Bianusia musi być zawsze w centrum uwagi, tym razem nie mogło być inaczej.
Tylko, że ona ma z tym pewien problem :)

"No i czego mnie ciągasz?"

"Super. Możesz mnie już odstawić z powrotem?"

"Tonight you die in your sleep"

"aaaaaaaa ludzkie zarazki !!!"

"a z tobą rozliczę się później zdrajczynio..."



I może znajdę odpowiedź na to, jak to jest możliwe, że po trzech dziewczynach zostało do umycia 6 kubków, 4 szklanki i jeden kieliszek.

A jeżeli już mówimy o niezobowiązujących spokojnych spotkaniach towarzyskich, to Sowa, która jest moją blogową guru i wielką inspiracją i jest najlepsza na świecie, ma dziś urodziny. Imprezę zaczęła już w piątek a w sobotę rano serwisy informacyjne trąbiły o trzęsieniu ziemi na Górnym Śląsku :)

Sto lat Sową :*

piątek, 12 grudnia 2008

De muwi.

Obejrzałyśmy sobie z moją A. kinową wersję "Seksu w wielkim mieście" (dosłownie kinową, bo nagrywaną kamerą w kinie. Nie przeze mnie oczywiście, ja nie chodzę do kina). I najlepsze w tych 2 godzinach i 16 minutach (sic!) było piwo i popcorn.
Ten film to takie przydługie majaczenie kogoś, kto nie ma pojęcia o prawdziwym świecie a jego życie nie wychodzi poza kartki magazynu Vogue.

To absurdalna historia kobiet faktycznie nie pracujących, nie jedzących a mimo to spędzających większość dnia na lunchu, robiących non stop zakupy, noszących kolczyki i makijaż w domu, perły na szyi w łóżku a najpaskudniejszą pod słońcem torebkę Louis Vuitton uważających za najpiękniejszy prezent na całym świecie.
Jedyny pocieszający morał z tego filmu to taki, że nawet kobieta ważąca 20 kg może być porzucona w dzień ślubu.


jupi.
To tylko tak a propos mojego wczorajszego postękiwania.

Śmierć ideałów

Ok, każdy z nas był kiedyś dobrym małym dzieckiem, które w coś wierzy (Ty E. byłeś od razu zły :* )
W św. Mikołaja, dziewictwo do samego ślubu, uczciwość prawa, sprawiedliwość nauczycieli, w owoce w Jogobelli czy miłość. Ludziom w moim wieku (a jest nas coraz mniej..) naturalnie nic z tego nie zostało.
A odkąd zaczęłam drugą pracę, przekonałam się, że obiektywizm i neutralność mediów są tak samo prawdziwe jak piersi Justyny Steczkowskiej (magicznie napuchnięte po urodzeniu dwójki dzieci 10 lat temu)

Jak już mówimy o ideałach, pamiętacie tę uroczą akcję "Nie płacę na naszej-klasie"?

Gdy siedzisz 12 godzin dziennie na necie, takie rzeczy naprawdę potrafią rozbawić ;)
No właśnie.. nie moglibyście aktualizować swoich blogów częściej? Potrzebuję rozrywki :|

(Obejrzałyśmy sobie Ściganego. Ten film jest tak dobry, że nawet moja A. nie zasnęła)

środa, 10 grudnia 2008

Szczęście to pierzasta poduszka

Na pewno każdy z Was pamięta przebój wczesnych lat 80tych Felicita. Nagrał go włoski piosenkarz Al Bano ze swoją żoną Rominą Power. Po polsku słowa tej piosenki brzmią mniej więcej tak:

Szczęście to pierzasta poduszka, woda w rzece
która przepływa, odpływa
szczęście to zostawić ci karteczkę w szufladzie
szczęście to śpiewać na dwa głosy, jak bardzo mi się podobasz, bla bla

W 1996 roku Bano i Power ogłosili separację.

Miałam akurat wolną złotówkę i kupiłam nową świąteczną zdrapkę Lotto - Dzwoneczek.
Nic nie wygrałam.
Ale - jak to mówią - kto nie ma szczęścia w grze, ten ma szczęście w miłości.


...

Wiecie, że robią już angielskie napisy na Tymbarkach?
Wczoraj: mad about you.

wtorek, 9 grudnia 2008

Nieprzygoda

Gdy jedynymi ekscytującymi momentami dnia są nastawienie prania i przypięcie Biance klamerki do ogona, żeby biegała w kółko, można popaść w leciutką stagnację i melancholię. A tu nagle, jak grom z jasnego nieba - spala mi się żarówka w lampce!
Idę zatem jutro do Castoramy po nową!

Uh, nie wiem nie wiem, co to będzie, dzień pełen przeżyć :]

A to takie coś od mojego nowego kolegi z grona ;D

poniedziałek, 8 grudnia 2008

Nuda, nuda, nuda.

Nuda.
Mamy 97 kanałów i gdy na Tele Zakupach nie leci reklama robota kuchennego, do którego dodają obieraczkę do ogórków, to naprawdę nie ma na co patrzeć.
Jakie to szczęście, że nie płacimy za kablówkę (robią to za nas krasnoludki)

Gdyby nie Bianka, musiałabym urodzić dziecko (wierzę w dzieworództwo i wiatropylność)
A tak to chociaż mam co robić: czesanie Bianki, mycie jej zębów, mycie oczu, mycie uszu, gotowanie i skubanie szyi indyka (i trudno ocenić, która z tych czynności jest bardziej obrzydliwa), wspólny przegląd prasy...













A tak to nuda, nuda, nuda...

niedziela, 7 grudnia 2008

Nocą

Mamy śmiesznego księdza.
Powiedział dziś, że św. Mikołaj powiedział mu, że tej nocy zajrzy do niektórych mieszkań na naszym osiedlu.
Więc proszę Cię św. Mikołaju, bądź niebieskookim brunetem.
(I piętro, zielone firanki)

Te oczy już nawet nie grają aż tak wielkiej roli.
Po prostu nie bądź włamywaczem.

Dobranoc.

List tygodnia z ostatnich "Wysokich Obcasów"

"Powiem Wam, jacy są naprawdę ci wspaniali mężczyźni. W piątkowe popołudnie w największym możliwym tłoku robiłam zakupy. Podeszłam do lady z wędlinami i... przeżyłam szok na widok dorodnej kolejki. Moje niezadowolenie musiało być widoczne, bo jeden ze stojących panów uśmiechnął się na widok mojej miny i z wdziękiem odsunął swój wózek, zachęcając, abym stanęła w kolejce przed nim. Miałam do wyboru albo przejść na wegetarianizm, albo skorzystać z zaproszenia. Miłego zaproszenia. Pan uśmiechnął się, cierpliwie ruchem głowy zapraszając mnie ponownie. Skorzystałam z grzeczności, zostawiłam koszyk pod jego opieką i poszłam po płatki śniadaniowe.
Po dokonanym zakupie pięknie się uśmiechnęłam i jeszcze raz podziękowałam. On także. I jeszcze życzył mi wszystkiego najlepszego. Powędrowałam w stronę pieczywa. "Pan" obok wybierał bułki. Powędrowałam do lodówek z jogurtami. "Pan" także okazał się fanem Jogobelli. Przy regałach z piwem sięgnęliśmy po tę samą butelkę Redd'sa. Tu już nie wytrzymałam i zagadnęłam wymownie:"To dla żony?". Zakłopotany zeznał: "Niestety tak" i nasze drogi się rozeszły, jednak nie na długo. Spotkaliśmy się w kolejce do kasy. Tu kontynuowaliśmy rozmowę o tym, jaki on dzielny, że zakupy robi, i jak tej nieszczęśliwie posiadanej żonie pomaga. Przy wykładanych na taśmę danonkach rezolutnie zauważyłam, że z pewnością musi mieć małe dzieci. Z dumą potwierdził. I już w następnym zdaniu (chyba jako logiczna konsekwencja) zapytał, czy nie pójdę z nim na kawę. Wyraziłam wątpliwość, czy spodobałoby się to żonie i dzieciom. Zignorował moją uszczypliwość i kontynuował autoprezentację: że mieszka niedaleko, że nigdy mnie tu nie widział, boby zapamiętał, i że kawa nic nie znaczy. Uśmiechnęłam się wieloznacznie i poszłam z wózkiem na parking. Wyjeżdżając z parkingu, zobaczyłam, jak stoi w mroku i deszczu, uważnie obserwując wyjeżdżające samochody. Gdy dostrzegł mnie za kierownicą, podszedł i zapukał w okno. Podał mi swoją wizytówkę i powiedział, że będzie czekał na kontakt!
Żona wysłała faceta do sklepu, a ten przy okazji przy okazji próbował umówić się na randkę z pierwszy raz na oczy widzianą kobietą! Kompleksowo podszedł do zaspokajania swoich potrzeb konsumpcyjnych - karczek wieprzowy (na oko kilogram) i potencjalna kochanka (na oko 60 kg). Za jednym zamachem w jednym supermarkecie. I weź tu wyślij faceta po zakupy. Świat się kończy? Czy jednak nie, bo gatunek nie wymrze przecież w takich okolicznościach!

Zdruzgotana Iwona."

to ja lecę dziś do Lidla!

sobota, 6 grudnia 2008

Tradycje i obyczaje

Gdańsk jest śmieszny.
Tutaj ludzie mówią, że w Mikołajki prezenty przynosi św. Mikołaj a w Wigilię Gwiazdor. Co jest oczywiście absurdem, bo co to za jeden ten Gwiazdor?
Michał Wiśniewski przychodzi do mnie do domu i wkłada mi prezent do buta?
Chociaż na południu Polski podobno robią jeszcze inaczej: nie do buta tylko pod poduszkę!


A dziś Mikołaj totalnie się zamotał, bo zostawił mi prezent w szufladzie :)



I proszę bardzo, kto był przez cały rok taki grzeczny jak ja?
(:D)

piątek, 5 grudnia 2008

Post frustracyjny

Moja praca.
Ok, fajne jest to, że nie muszę się do niej specjalnie ubierać, malować i czesać, bo pracuję w domu. Więc cały dzień spędzam rozczochrana, w rozciągniętych dresach i bez oczu.
Jak mam ochotę z kimś porozmawiać, to zadaję Biance pytania w stylu "a kto kocha swoją Pańcię Bancię?" albo "a kto jest najpiękniejszy na świecie?".
Myślę więc, że proces mojego przeistaczania się w zdziwaczałą i stroniącą od ludzi wariatkę dobiegnie niebawem końca.

Czasem jednak muszę gdzieś wyjść dalej niż do sklepu na osiedlu. Dziś np. byłam na lodowisku miejskim w Gdańsku. I oto proszę, moja odpowiedź na Jolę Rutowicz.


"Iga stoi na lodzie"


A niefajne jest to, że nie zarabiam 5 tysięcy na rękę, tylko dużo (dużo) mniej. I po zapłaceniu wszystkich rachunków przestawiam się na fotosyntezę i czerpię energię z kosmosu (bo Whiskas, którego nie chciała Bianka już się zepsuł)
Nie mówiąc już o tym, że nie pojadę w następny weekend do Sowy na Śląsk i nigdy nie zobaczę kopalni :(

czwartek, 4 grudnia 2008

Dzień Górnika

Z okazji Dnia Górnika życzę wszystkim Basiom, które czytają tego bloga (a są przynajmniej dwie) dużo miłości :)
I pieniążków :)

środa, 3 grudnia 2008

10 - update

A osobą, która była tą dziesięciotysięczną (co za głupie słowo) na moim blogu jest....

siostra Pawulona!
Serdecznie pozdrawiam :))




10 tysięcy odsłon!
Może to nie jest nasza-klasa, ale przynajmniej mój blog nie budzi w nikim tylu negatywnych emocji ;)
Mam nadzieję :P

poniedziałek, 1 grudnia 2008

Rzeczy, które sprawiają, że chcę umrzeć - nasza-klasa

1. "śliczna z was para! pięknie razem wyglądacie!"
2. zdjęcie z ręki z wydętymi ustami w brudnym łazienkowym lustrze ze skarpetami suszącymi się na kaloryferze w tle
3. zmiana nazwiska w godzinę po ślubie
4. 376 zdjęć w galerii
5. "nic się nie zmieniłaś! piękna jak zawsze"
6. wszelki badziew wpisany koło imienia i nazwiska w postaci serduszek, palemek i meczecików
7. zapraszanie ludzi, których widziało się raz na oczy, a których na ulicy się nie poznaje
8. pozdrowienia w komentarzu do profilu w postaci makabrycznego misia, króliczka, dwóch łabędzi i róż
9.prezenty typu Kitka Anitka, Ślimak Eugeniusz, Koń Tadek, Panda Wanda czy Świnka Halinka. Najgłupszy sposób na wydanie 2 zł, jaki może przyjść do głowy.
10. wiadomo - moja osobista tragedia i wielka bolączka - zdjęcia z Egiptu


a teraz Wasza kolej!
(Xingi orędowniku grono.net, możesz teraz wyładować frustrację :* )

Nieuchronnie

..niezaprzeczalnie i nieodwracalnie.
Przyszedł grudzień.


To na rysunku to ja z Bianką :)
Tylko, że nie mam takiej czerwonej kanapy. I dziada za plecami.