sobota, 21 czerwca 2008

U cioci na imieninach

Zawsze, jak jestem u swojej cioci, to jest mnóstwo jedzenia (przeważnie gotowanych jajek), picia, śmiechu i zagajek o D., a co tam u niego, a kiedy ślub. Dziś było tak samo, tylko bez pytań o narzeczonego ;) Obżarłam się jak świnia. Arbuza i czereśnie popiłam winem i teraz radośnie umieram. Dziś moi Drodzy.. Kolyba! Czyli sopocki lans bez napinki. Tylko musiałam obiecać, że nie będę tańczyć na stole i śpiewać do pustej butelki.
A. wróciła nareszcie z dwutygodniowego wygnania do Wrocławia.
Nawet dzisiejszy Tymbark o tym wie: Jesteś, no i w porządku.

1 komentarz:

Joanna K.-P. pisze...

Bejbe, weź dawaj znaki, jak idziesz na dansy, bo ja bym se chętnie potańczyła i się wylansowała, a nie mam z kim :)