środa, 25 czerwca 2008

Moje nazwisko

Był z nim problem od samego początku. Właściwie od przedszkola, kiedy to dowiedziałam się, że inne dzieci nie mają nazwisk będących nazwami sprzętu AGD. Od tamtej pory każde głośne odczytanie listy obecności jest dla mnie ciężką chwilą. Oczywiście, Delfina Fiut ma zdecydowanie cięższy żywot. Ale wierzcie mi, ludzie potrafią być okrutni :) I dziś siedzę na tej gali i tylko czekam.. Moja instytucji zaczyna się na literę U, więc czekam długo. Aż wreszcie słyszę te swoje imię, jeszcze lepsze nazwisko, wyłażę przez te krzesła. Piotr Świąc odczytuje moje osiągnięcia naukowe, których było na tyle mało, że zdążyłam dobiec do niego w tym czasie. Uścisk dłoni prezydenta (prezydęta) i powrót na swoje miejsce (cała w pąsach oczywiście).
Najlepszą częścią tych oficjalnych spędów jest naturalnie catering. Przeważnie na takim spędzie jestem z kimś i tworzymy dwuosobową drużynę, której działanie wygląda tak:
zawodnik nr 1 bryluje, lansuje się, rozmawia z dziennikarzami/profesorem ze swojej uczelni/swoim szefem/współpracownikami. Nawet nie rzuca okiem w stronę stołów, ręce ma wolne od wszelkich talerzyków i filiżanek. Jest ponad darmowe wyżywienie, nie interesuje go torcik ani banany.
zawodnik nr 2 jest przy stole jeszcze przed wszystkimi, dzięki praktyce potrafi nieść jednocześnie trzy talerze, na których nałożone są porcje mogące wykarmić rodzinę Trzeciego Świata, jeżeli to impreza alkoholowa trzy talerze są zastąpione czterema szklankami. Tak napakowane zapasy dzielone są z zawodnikiem nr 1 gdzieś za filarem.
Jest jeszcze opcja z wkładaniem rzeczy do torby. Ale o tym opowiem Wam kiedy indziej. (do dziś wstydzę się chodzić do Palowej na Długim Targu)

Dzisiejszy Tymbark dedykuję osobie, która od zawsze znajduje się ponad wszelkimi rankingami: Ja chcę do mamy

Brak komentarzy: