
Więc jedziemy, jedziemy!

Tu na zdjęciu A., która pięknie śpiewa demonstruje głowę ryby, która łypała na nas okiem.

Tak dużo, że trzeba było brać ze sobą, żeby pomóc im jakoś pozbierać się z tym wszystkim. Naprawdę.
Wesele odbyło się gdzieś na Kaszubach. W niedzielę skoro świt (o 11), gdy styrani i nieprzytomni ( po całonocnym czuwaniu) wyszliśmy ze swoich pokoi, naszym oczom ukazał się taki o widok:


Gdzie słońce poparzyło moją strzaskaną na mahoń skórę tak, że nie mogę teraz ruszać ramionami.

A potem z innymi wznieśliśmy kilka(naście) toastów za Młodą Parę i skończyło się to mniej więcej tak:


A tak naprawdę to po to, żeby pożegnać ją przed czwartkiem. Kiedy to wyleci do Anglii już na stałe.
I na szczęście wtedy, gdy płakałam stojąc z Piękną A. w przedpokoju, nikt nie robił żadnych zdjęć.
Pa Asiu.
3 komentarze:
Pięknie,pięknie.
Serdecznie Ci współczuję,wiem co to znaczy mieć przyjaciółkę daleko.
Ściskam mocno!
Moja Miśka mieszka w Irlandii. Jak będę mieć milion dolarów, to wjadę tam znów i pojedziemy polować na Patricka McCabe. :)
Gdy powiększy się zdjęcie jeziorne, widać Martę i mnie pływające w czystej toni wód :-)
A poza tym... :((((
Prześlij komentarz