Czego by nie mówić, czy nie robić, jak np. zamazywać jeden dzień w kalendarzu, to te cholerne "święto" i tak nadejdzie. Radosnym zrządzeniem losu w dodatku w sobotę.
Nie będę miała czasu złapać doła w przyszłym tygodniu, bo mam pierwszy dzień w nowej pracy, fryzjera, imprezę w gdyńskim Uchu i Z. wylatuje do Anglii, więc pozwólcie, że zrobię to teraz:
Mam walentynkowego doła.
A tym, którzy zastanawiają się, jak przeżyć ten przepiękny dzień, radzę wypić dużo alkoholu, wyczyścić kabinę prysznicową, spać, zaszyć się w lesie, albo zrobić to co ja.
Biorę poduchę, zieloną torbę i wyjeżdżam do kogoś, kto nawet nie wiedział, że 14 są Walentynki :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
5 komentarzy:
Maua, Cie pozdrawiamy ciepuo z Warszawy!
U.&Z.
Repozdro! Eh, zobaczyłabym sobie Warszawkie :)
14 jest święto dzieci z czworaków, ziom :)
ja nie patrzę na to nigdy w ten sposób, bo mam inny problem zwiazany z tym świętem, czy jak to chcesz nazwać. chodzi bowiem o to, że to dzień moich urodzin i ja to dopiero mam doła, tym bardziej, że w tym roku stuknie mi 25 lat :(
goraca buźka dla Ciebie.
To fallstart chyba. Lepiej Bianusię wystaw.
Prześlij komentarz