wtorek, 15 grudnia 2009

Doświadczenie utraty

Miałyśmy dziś z moją A. sajgon w domu.



Wstawiali nam nowe okna i dziś, po raz pierwszy w tym mieszkaniu, nic na mnie nie wieje :)
No chyba, że sobie zrobię opcję *pyk* rozszczelnienie i proszę, jak ładnie hula.

Wstawianie okien wiąże się z niesamowitym bajzlem. Bianka z zawałem serca siedziała w łazience i gwizdała (gdy się czymś bardzo przejmie, to wtedy zawsze gwiżdże), my z moją A. siedziałyśmy w kuchni w kurtkach, a dwóch kolesi walczyło z oknami. ("tylko prosimy uważać, bo jak śnieg leży na parapecie, to okna mogą wypaść")

Ponad rok po mojej obronie nareszcie mogę wymawiać słowa "praca magisterska", co jest teraz całkiem przydatne, bo Z. wysłała mi jeden rozdział swojej do sprawdzenia.
Z. zawsze była jedną z najlepszych osób na naszym roku, więc czuję się teraz jak debil, czytając jej pracę i przypominając sobie swoje żałosne wypociny. A czemu o tym piszę? Bo praca Z. traktuje o utracie jako doświadczeniu granicznym.


I takie graniczne doświadczenie mnie spotkało, gdy po wyjściu monterów chciałyśmy z moją A. podłączyć z powrotem internet i okazało się, że podłączyć to ja mogę najwyżej palec do prądu, bo internetu nie było, jakiś błąd, że cośtam. Nic. Siedzieć i płakać.

Ale Pegaz, który jest zarówno informatykiem jak i królem świata (i dlatego właśnie jesteśmy dla siebie stworzeni), wszystko mi przez telefon naprawił i tylko z dwiema bluzgami, czterema papierosami, jednym krzykiem i tylko jednym rzuceniem słuchawką.
Jak to nie jest przeznaczenie, to ja się pytam, co?

3 komentarze:

zgaga pisze...

To JEST przeznaczenie!

Sowisko pisze...

przeznaczenie, ja Panu Wąsatemu Janowi też muszę tłumaczyć łopatologicznie wszystko o kompach :)

Neskavka pisze...

Oczywiście, że to jest przeznaczenie.Gołym okiem..ten tego..znaczy uchem słychać!