środa, 4 stycznia 2012

Przeprowadzka

Jednym z najtrudniejszych momentów zeszłego roku była przeprowadzka.
Gdy przyjechałam do mojego nowego domu i dostałam klucze, wcale nie miałam ochoty skakać z radości i otwierać szampana (nie lubię szampana).
Miałam ochotę siąść na podłodze i się rozpłakać.

Z pewnością nie pomógł fakt, że poprzedni właściciele wykręcili nawet żarówki zostawiając smutno wiszące kable z sufitu.

Ludzie mówili mi, że wszystko z czasem jakoś się ułoży. Ale trudno było wtedy to uwierzyć.

Nie było łatwo. Jednak daliśmy radę dzięki pomocy Sh. i A., którzy cały tydzień wbijali się w stare ciuchy i pomagali nam w remoncie. Dzięki czemu (a także Ikei, którą kocham) czuję się tu jak w domu.
Dużo dało także ściągnięcie gazet z okien.
To lecimy.

Before:



After:




Before:




After:



Jest jeszcze masa (masa) rzeczy do zrobienia. Choćby trzeci pokój, który nazywam (żeby zdenerwować Pegaza) dziecięcym. Gdy ludzie chcą go zobaczyć, mówimy im, że zamek w drzwiach się popsuł.
Karnisz do powieszenia, wycieraczka do kupienia, połowa okna do umycia...

Ale teraz wiem, że wszystko z czasem się jakoś ułoży.

4 komentarze:

Dżoana pisze...

Zapomniałaś, kto spędził z Tobą jedną z pierwszych nocy w Waszym mieszkaniu! Foch! :)

Iga pisze...

Asia nie zapomniałam i nie zapomnę, to zupełnie inny post :))

Anonimowy pisze...

ładnie! To pisałam ja, Zgaga.

inny niż wszyscy pisze...

Nie.