Na pewno kilka osób stąd słyszało o książce "Sekret".
Należę do tych ludzi, którzy jeszcze jej nie przeczytali, co nie przeszkadza im mieć swojego zdania na jej temat.
Więc uważam, że książka jest napisana przez sektę lub innych popaprańców, rzeczy w niej wyłożone uważam za farmazony i nie, nie mam zamiaru tego czytać.
Najbardziej mnie przeraża, gdy ktoś z moich znajomych mówi 'ja też nie wierzyłem, ale jak przeczytałem tę książkę...'
I właśnie dlatego nadal będę mieć swoją opinię o niej bez weryfikowania jej, bo dobrze mi z moim absurdalnym uprzedzeniem.
Tak jak to było z jazzem i Woodym Allenem.
Mimo tego, że nie oglądam jego filmów i nie słucham jazzu, to żywię do tych dwóch zjawisk szczerą niechęć. Ale w rzeczywistości nie wiedziałam, dlaczego tego nie lubię.
Byłam wczoraj z Magdą i Sh. na filmie Allena o muzyku jazzowym i teraz już wiem bez najmniejszego cienia wątpliwości :)
Wracając jeszcze do tej dziwacznej książki.
Dziewczyny z pracy chciały mnie dziś na nią nawrócić z zapałem godnym sprzedawcy z Mango Tv. Opowiadały mi o pozytywnych wizjach i sile projekcji.
To znaczy, że jak o czymś często myślisz i się na to nastawiasz, to to się wydarzy. Dlatego pesymistom przytrafią się nieszczęścia i na odwrót.
To by oznaczało, że jeżeli już teraz zacznę sobie wyobrażać coś dobrego i wierzyć, że to się wydarzy, to to mnie spotka.
Chciałabym, żeby tak było.