Właściwie nie spodziewałam się, że osobą, która najbardziej zatęskni za Adasiem, będzie Pegaz. Okazało się jednak, że kot, który wykonuje więcej ruchów w jedną godzinę niż moja puchata Bianusia w ciągu dnia, przypadł mu do gustu.
Jednak dzień rozłąki nadszedł i musieliśmy oddać Adasia do jego domu. Ale po kolei.
Początkowo Adamowi bardzo zależało na konfrontacji z Bianką, której chęci na to samo były mniej więcej takie:
Jako że znana jestem z wpadania na dobry pomysł, postanowiłam na takiż wpaść.
Pamiętacie, co działo się w przedszkolu, gdy nie chcieliście jeść wątróbki? Niektóre panie przedszkolanki niezaznajomione z dwudziestowieczną myślą pedagogiczną próbowały różnych środków.
Ja też.
Efekty były takie sam jak przy połączeniu rozpłakanego przedszkolaka i wątróbki.
Odpuściłam zatem, jednak Adaś powalczył jeszcze trochę.
Bez efektów.
Resztę pobytu u nas piękny roczny burman spędził na zrzucaniu różnych rzeczy z blatów, stołu i półek. Jak się okazało dopiero po jego wyjeździe, także na odgryzaniu nogi mojemu piernikowemu reniferowi z choinki.
Adaś odjechał, Pegaz się z tym pogodził i tak o... wróciła nasza codzienność.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
6 komentarzy:
widac ze pracujesz w WP.pl czytajac tytuł posta myślałem że Nergal umarł
:D
och, koty! pieknie się opowiadasz o sobie:)
Adasia żal, ale Bianusia pewno happy!
Wróciłaś! :D Ale fajnie! :D
Szacunek dla twoich piernikowych reniferów. Dają czadu. I jaki piękny lukier!
Wracaj! Brakuje mi Ciebie i Bianusi!
I święta ida.
Wesołych i pogodnych Ci życzę.
Prześlij komentarz