Gdy np. Pegaz przyjedzie do mnie niezapowiedziany, albo wygrywam w zdrapce 2 zł, albo gdy znajduję w lodówce zapomnianą czekoladę (jeszcze się to nigdy nie zdarzyło, ale lubię o tym marzyć).
Są jednak niespodzianki, których nie lubię.
Jak np. te, które sprawiają mi PKP.
Dziś do dwóch znanych mi zasad PKP dołączyła jeszcze jedna. Teraz poza "wszystko byłoby ok, gdyby nie ci cholerni pasażerowie" oraz "albo jedziemy, albo grzejemy", znam także "albo jedziemy, albo mamy zapalone w światło w wagonach".

Tu przypomnienie pierwszych dni wiosny z zeszłego roku.
3 komentarze:
Nie strasz, Iga, bo skoro świt Asia ku Szczecinowi podąża...
Znaczy,że czasy PRL-u wróciły?
Bo wtedy takie warunki podróży były.
I jeszcze pamiętam dłuuuuuugie postoje w szczerym polu między stacjami...
Zgago i pewnie skoro świat do Szczecina dojedzie :)
Prześlij komentarz