Oczywiście powiedziałam o tym rodzicom za późno o kilka dni i była wielka niedzielna awantura.
Odkąd pamiętam, miałam problem z robieniem czegoś na czas, dlatego kogo może dziwić, że dziś publikuję zdjęcia z zeszłomiesięcznego urlopu?
Zakładając, że ktoś czyta mój blog.

W trakcie tego wyjazdu na narty potłukłam się strasznie i dostałam zakwasów. Głównie przez grę w ping-ponga i upadek ze schodu (dość kompromitujący).
W tak pięknej górskiej miejscowości delektowaliśmy się tym, co w niej najlepsze:

Imprezami w górskiej chatce.
I regionalnymi specjałami.



Znana ze swojego uwielbienia dla sportów zimowych niemal nie schodziła z nart.
dowód:

Piękne widoki, wyłączony budzik, oscypek z żurawiną... Wszędzie dobrze.

Ale w domu najlepiej.
